Środowisko dziennikarskie nie kryje oburzenia zapowiedziami polityka PiS.
– Nasza młoda demokracja potrzebuje otwartości, a nie zamykania się władzy przed mediami. Ani zamykania dziennikarzy do kojca – uważa Piotr Stasiński, zastępca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. Przyznaje, że niektórzy dziennikarzy zadają głupie pytania, ale Dornowi też zdarzają się niestosowne wypowiedzi poniżające innych. – Coraz większa ilość kamer, mikrofonów, dziennikarzy powoduje, że praca w sejmie staje się trudniejsza – mówi nam Konrad Piasecki, dziennikarz RMF FM. – Tyle, że by ten trud zmniejszyć nie trzeba nas dzielić na plebs i patrycjat tylko ustalić normalne, oparte na kulturze i zdrowym rozsądku, zasady sejmowego pożycia – dodaje. Zdaniem Beaty Lubeckiej, reporterki Radia Zet, odgórny podział dziennikarzy na lepszych i gorszych jest nie do przyjęcia. – Można porozmawiać i zastanowić się nad reformowaniem, ale nie przez dyskryminację i reglamentowanie dostępu do wybrańców narodu – wyjaśnia nam dziennikarka. Łukasz Warzecha, komentator Faktu, uważa, że Ludwik Dorn zdaje sobie sprawę, iż jest to wypowiedzenie mediom otwartej wojny. – Zapomina pan marszałek tylko o jednym: lekceważenie i arogancja, okazywane temu lub innemu medium, to zarazem lekceważenie i arogancja wobec jego odbiorców – tłumaczy nam Warzecha. – Danie funkcjonariuszom władzy prawa do dzielenia dziennikarzy na kasty grozi natychmiast oddzielaniem dziennikarzy wygodnych od niewygodnych. A to już forma cenzury, pośredniego propagandowego sterowania przekazami medialnymi – mówi nam Piotr Stasiński.