Jeszcze kilka lat temu, w 2011 roku, nic nie zapowiadało nadejścia rewolucji w podejściu do rozwoju innowacyjnych technologii. Bradford jednak przeczuwał, że ten stan rzeczy prędko ulegnie zmianie i jako jeden z nielicznych dostrzegł rodzącą się „bańkę start-upową”, dowodem istnienia której jest fakt, że dziś na terenie Europy mamy ponad tysiąc działających akceleratorów i że ich liczba cały czas rośnie. Zmienia się tylko forma i sposób ich działania. Niektóre jednak zostają wyraźnie w tyle.
Wartością akceleratora rynkowy sukces start-upu
Przede wszystkim, akceleratory to już nie tylko projekty zarządzane przez entuzjastów a finansowane z budżetów państwowych, uniwersyteckich lub lokalnych. Akceleratory stały się istotną częścią planów rozwojowych dużych korporacji i trzeba pogodzić się z tym stanem rzeczy, maksymalnie wykorzystując okazje, jakie dzięki temu się nadarzają. Trzeba zmienić swoje podejście i otworzyć się na bardziej uporządkowany, skoncentrowany na biznesie i generowaniu zwrotów z inwestycji model współpracy. To w końcu rynkowy sukces jest wartością wspólną zarówno dla pomysłodawców jak i inwestorów.
Jon Bradford na potwierdzenie tej tezy podaje, że to właśnie projekty korporacyjne mogą pochwalić się największą skutecznością w realizacji kolejnych przedsięwzięć i zyskami, które one przyniosły. Sam bardzo chwali współpracę z koncernami takimi jak Disney, Qualcomm i Nike. Sama natura innowacji już dawno przestała dotyczyć tylko branż cyfrowych i znajduje to swoje odbicie właśnie w ekosystemie start-upów i ich akceleratorów.
Model start-upowy dla wszystkich branż
Obecnie model start-upowy, a więc wymagający inkubacji i ciągłego wsparcia, adaptują wielkie firmy ze wszystkich liczących się branż, w tym sportowej, rozrywkowej a w szczególności medycznej. Wykorzystują rozwój oprogramowania aby prowadzić badania i rozwijać swoje technologie. Jak zauważa Bradford odnośnie do branży farmaceutycznej: – Nowe leki nie są już opracowywane przez ubranych w fartuchy ludzi siedzących w laboratoriach przy szalkach i odczynnikach, ale przez obróbkę olbrzymich ilości danych, których dostarcza rozwój nauki.
A co, jeśli jeszcze nie założyłeś start-upu?
Rozwinął się model akceleracyjny dla start-upów. Przejawia się to w dalszej jego ewolucji i schodzeniu szczebel niżej, do poziomu pre-akceleratorów. Skupiają się one na gromadzeniu ludzi, którzy nie mieli jeszcze doświadczeń z zakładaniem swojego start-upu, i nie wiedzą jeszcze, nad czym mogliby pracować. Kryterium doboru i sposób działania tych akceleratorów ludzi jest prosty – zgromadzić jak najwięcej utalentowanych, młodych jednostek, które mogą pochwalić się np. swoimi osiągnięciami akademickimi i stworzyć warunki, w których będą mogły oswoić się ze sposobem funkcjonowania start-upów, skomunikować ich ze sobą i nauczyć dostrzegać rodzące się możliwości i w jaki sposób najlepiej je wykorzystać w swoim pomyśle na biznes.
Według Jona:
– Kiedy rozpoczniesz samodzielną działalność, już nigdy nie będziesz chciał dla nikogo pracować na etacie. – Dlatego trzeba pokazywać młodym ludziom właściwe środki do osiągnięcia ich celów, zamiast bezwiednie wpychać ich w objęcia wielkich firm tłamszących ich kreatywność i indywidualizm.
Akceleratory wzrostu przygotowują start-up do inwestycji VC
Akceleratory wzrostu z kolei skupiają się na pomocy tym start-upom, które potrzebują jeszcze urosnąć na tyle, aby mogły rozpocząć oferowanie swoich udziałów pierwszym inwestorom Venture Capital, w ramach tak zwanej Serii A, poprzedzającej następne etapy pozyskiwania finansowania.
Ale tutaj Bradford przestrzega przed nadchodzącym rozpadem modelu VC. Fundusze inwestycyjne nie chcą już tylko zasilać interesujących przedsięwzięć kolejnymi transzami pieniędzy, ale coraz bardziej angażują się w ich rozwój. Zamiast managerów, zatrudniają „operatorów”, którzy razem ze start-upami są na pierwszej linii, radząc sobie z organizacją pracy, zarządzaniem środkami i definiowaniem celów biznesowych oraz skalowaniem działań. Trzeba być gotowym na dostosowanie się do zmian, które zachodzą, a których rezultaty dopiero będą widoczne.
Przy tej okazji Jon uchyla rąbka tajemnicy odnośnie generowania zysków przez same akceleratory: bardzo trudno zarobić na nich pieniądze. Pozostaje tylko rozpoznać najbardziej obiecujące zespoły pracujące nad swoimi pomysłami, które mają największy potencjał wzrostu i pozyskania funduszy i konsekwentnie je rozwijać, tak jak zrobiło to 500 Startups na samym początku swojej działalności. Techstars uzyskało niedawno 150 milionów dolarów na swoje projekty a Y Combinator ma otrzymać finansowanie na poziomie 3 miliardów dolarów. Akceleratory występują tutaj w roli seryjnych inwestorów, którzy z kolei mają zarabiać dla swoich własnych inwestorów.
Celem akceleratorów: zysk
Akceleratory mają dostęp do wiedzy i zasobów niedostępnych dla innych, a mimo to nie robią z tego użytku. Powinny zarabiać, bo to najlepiej świadczy o ich skuteczności. Przyciągać dobre pomysły i duże pieniądze. Dlatego też w przyszłości ma nastąpić podział, na akceleratory profesjonalne, związane silnie z biznesem i nastawione głównie na generowanie zysków, oraz akceleratory „casualowe” (działające doraźnie, bez sprecyzowanej wizji rozwoju), będące jedynie przystaniami dla pomysłów, które zbłądziły gdzieś po drodze do następnej tury finansowania – lub nie potrafiące zapewnić odpowiedniej stopy zwrotu z inwestycji we wspierane start-upy. . Ich przyszłość jest zdecydowanie niepewna, o ile nie skoncentrują się na rozwoju, budżetowych priorytetach i własnym, niepowtarzalnym profilu działalności.
System akceleratorów pozwala rozwijać się najlepszym start-upom. Czas najwyższy, żeby akceleratory same zaczęły dbać o swój rozwój, by móc sprostać nowym realiom i wyzwaniom.