Zaoferowanie możliwości przeszukiwania listy Wildsteina, o której od wielu dni mówią wszystkie media i której upublicznienie wywołało wiele kontrowersji, twórcy Gooru.pl wypromowali przesyłając do mediów komunikat prasowy. Podczas, gdy inne portale i media wykazały się w tej kwestii powściągliwością, twórcy wyszukiwarki poszli za ciosem. Poszli, bo uznali to najpewniej za doskonałe narzędzie marketingowe. Problem w tym, że w sprawie wspomnianej listy nie porozumieli się z Instytutem Pamięci Narodowej, ani nawet – jak sami przyznają – nie zadbali o jej wiarygodność. Może się więc zdarzyć, że będą na niej nazwiska dopisane przez dowcipnych internautów.
Na stronie głównej serwisu pojawił się dodatkowy dział o nazwie 'Lista Wildsteina’. A przedstawiciele wyszukiwarki poinformowali, że lista zamieszczona na łamach Gooru.pl jest jedną z pierwszych wersji, które pojawiły się w sieci, a więc „najbliższą oryginału”. Co to oznacza? Że lista wprowadzona do Gooru.pl jako sprytny, aczkolwiek tani zabieg reklamowy, nie jest nawet zbytnio wiarygodna.
To nie pierwsze tego typu działanie Gooru.pl. Za kontrowersję można bowiem uznać samo uruchomienie tej wyszukiwarki. Jej nazwa, logotyp i układ strony głównej budzą natychmiastowe skojarzenia z najpopularniejszą na świecie wyszukiwarką Google.com. Czyżby brak pomysłu na stworzenie czegoś oryginalnego?