Tegorocznych uczestników polskich preselekcji można podzielić na kilka charakterystycznych grup: wciąż niespełnionych „Idoli”, szukających spełnienia polskich wykonawców i zagraniczne gwiazdy, które na każdym kroku zapewniaja nas o swojej ogromnej miłości do Polski – po cichu licząc nie tyle na polski co chociaż europejski sukces. Występ na polskim finale jest też dla nich doskonałą promocją na zwiększenie sprzedaży płyt. W każdej z tych grup byli nie tylko zdecydowani faworyci, ale i niestety pewni przegrani…
Grupę niespełnionych Idoli otworzył Maciej Silski, który rockowym brzmieniem próbował za wszelką cenę rozpalić tłum. O wiele ciekawsze niż jego bieganie po scenie były wizualizacje – o dziwo, całkiem profesjonalnie przygotowane przez TVP. Kolega Maćka – Sławomir Uniatowski postanowił obrać sobie chyba odwrotny cel, bo podczas jego występu panował melancholijny, żeby nie powiedzieć senny nastrój. Trudno się jednak dziwić skoro sam Sławek również wyglądał na nieco znużonego. Najlepiej chyba wypadła zamykająca tą grupę uczestników Patrycja Wódz, która wraz z koleżankami z zespołu Queens postawiła na taniec i show, co niekiedy odbiło się niestety na naszych uszach…
Wśród polskich projektów można było dostrzec prawdziwe perełki, jakich nie jest nam dane dojrzeć na codzień. Najbardziej chyba niedocenioną piosenką była propozycja zespołu H2O, która przy odrobinie promocji i szczęścia jest jednak w stanie zawojować polskie media, Katarzyna Cerekwicka która o mały włos nie wygrała, również świetnie się zaprezentowała w soulowo-popowych brzmieniach – z pełną pasji muzyką i tekstem. Katarzyna Moś, zespół Kto To i Brathanki stanowiły niezłe dopełnienie prawdziwie polskiej grupy. Docenione przez jury Dezire, może i wypadło dobrze, ale z pewnościa nie był to repertuar na konkurs Eurowizji. Nie można pominąć całkowicie zasłużonych wygranych – zespół Ich Troje, którego nazwa w ogóle nie oddaje obecnej sytuacji grupy. Melodyjną piosenką oraz wspaniałymi strojami zaczarowali publiczność w Warszawie. Miejmy nadzieję że zaczarują także w Atenach…
Ostatnia grupa jest o tyle zaskakująca, że są to zagraniczne gwiazdy, nawet jeśli dopiero wschodzące to i tak raczej bardziej omijające polskie tereny niż chcący przywdziać biało-czerwone barwy. A jednak, znaleźli się śmiałkowe, którzy chcieli reprezentować właśnie Polskę. Belgijski król muzyki dance – Danzel, znany ze swoich mało ambitnych tekstów do piosenek – zaczął wyjątkowo dobrze, wykonując łatwo wpadający, ale może i równie łatwo wypadający z ucha taneczny kawałek. Zachodząca już gwiazda Leoni Kuizenga wypadła przy nim raczej słabo. Dobrze spisał się natomiast amerykańsko-rosyjski duet The Jet Set, który jednak za bardzo przypominał formację Black Eyed Peas, a to mogło nie spodobać się młodym ludziom. Ostatecznie, całkiem zasłużenie zajęli 3 miejsce.
Oglądając sobotni koncert nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście potrzeba aż Eurowizji, aby polscy kompozytorzy i producenci wzięli się ostro do roboty? Przecież nawet najsłabsze piosenki tegorocznych preselekcji są perełkami w stosunku do tego, co serwują nam na codzień radia i telewizje grające polską muzykę.