Dark Mode Light Mode

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Obserwuj nas
Obserwuj nas
Co z tym Lisem?! i 6213 big Co z tym Lisem?! i 6213 big

Co z tym Lisem?!

– Świństw nie robię, jestem lojalny, dupy nie obrabiam. To niemało jak na polskie standardy. Ale milutki nie będę – Mówi Marie Claire jeden z najlepszych polskich dziennikarzy, 37-letni Tomasz Lis, potencjalny kandydat na prezydenta.

Zmienił pan fryzurę. Po raz pierwszy pokazał się pan w niej w korespondencji z Iraku. Czy wpływ na tego „jeżyka” mieli styliści amerykańscy?

Tomasz Lis: Nie wiem, czy jest coś takiego jak amerykańscy styliści. Jechałem w miejsce świata, gdzie na poranne zabiegi „wyglądowe” nie zawsze jest pora i miejsce. Więc powiedziałem fryzjerowi: „Ma być krótko”.  A ponieważ jest wygodnie, to tak zostało.




Jest pan przystojnym i eleganckim facetem. Myśli pan, że wygląd miał udział w pana sukcesie?

TL: Wie pani, w tej dziedzinie to ja wolę siebie nie oceniać. Mogę być zarozumialcem, ale nie narcyzem.
 Ambitni mężczyźni niechętnie rozmawiają o swoich atutach fizycznych. Jak się odchudzają, to nigdy dla urody, a zawsze dla zdrowia.

Słyszałam, że przed wejściem na antenę często robi pan pompki. Czy to prawda?

TL: Pompki przed anteną? To by było głupie. Żebym był mokry? Robię je rano. Sport uprawiam dla kondycji, ale dla urody też. W tym sensie, że nadmiar kilogramów urodzie nie pomaga. I tylko w tym sensie.


Tytuł pana ostatniej książki „Co z tą Polską” sugeruje, że powstała  z troski o kraj. Ma pan poczucie misji?

TL: Raczej obowiązku. Słowo misja zbyt wysoko stawia poprzeczkę. Obowiązek to jest właściwe słowo.
 Przyznam, że nieźle się ją czyta.

Choć po jej lekturze zrozumiałam, skąd plotka, iż zamierza pan kandydować na urząd prezydenta. Ma pan takie plany?

TL: Za dwa lata? Za dwa lata nie… (śmiech)

A za siedem?

TL: Czy pani wie, co się zdarzy za siedem lat? Ja nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć.

Czyli może jednak jakaś przymiarka. Czy po to napisał pan tę książkę?

TL: Nie, nie po to. Chciałem opisać miejsce, w którym żyjemy i w którym dzieje się moim zdaniem źle, a za chwilę może stać się nieznośnie. Wiem, że napisanie tej książki niczego w Polsce i Polakach nie zmieni, ale podobno na początku było słowo. A więc początkiem szansy na jakąkolwiek zmianę musi być uświadomienie sobie tego, gdzie jesteśmy i co się tutaj dzieje.

Cytował pan kiedyś chińskie przysłowie: „Jak idziesz do góry, to się wszystkim kłaniaj, bo będziesz kiedyś wracał tą samą drogą”. Ciągle pan to sobie powtarza?

TL: Staram się, choć nie wiem, czy jestem wystarczająco konsekwentny w codziennym respektowaniu tej reguły. Wyznaję zasadę, że trzeba starać się utrzymywać pewien balans. Taki oto, by idąc pod górę, jednak oglądać się na innych i szanować ich, ale też z drugiej strony nie być zanadto łagodnym. W kraju takim jak Polska, gdzie z wolnością słowa jest kiepsko, nadmierna łagodność przekreślałaby w istocie sens wykonywania tej pracy.

To przysłowie i równoczesne mówienie o szacunku dla innych świadczyłoby o pewnej pokorze. Dlaczego więc ma pan opinię zarozumialca?

TL: Musi się pani o to zapytać tych, którzy mają o mnie takie zdanie. Myślę, że nie wszyscy, to po pierwsze, a po drugie – gdy komuś się w Polsce udaje, to z założenia jest zarozumiały. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem nieśmiały. Niestety, wiele rzeczy jest kwestią interpretacji. Jeśli ktoś, tak jak ja, nie chadza często na imprezy, to można myśleć, że albo źle się czuje w tłumie, albo że się wywyższa. Jeśli przychodzi i staje w kącie, można powiedzieć, że jest nieśmiały, ale można też: – Jest zarozumiały. W Polsce mamy skłonność do interpretowania na niekorzyść.

Myśli pan, że ma w sobie tę właściwą ilość pokory?

TL: Myślę, że tak. Choć wiem, że jeśli ktoś mówi, że ma wystarczającą ilość pokory,
to może jej nie ma. Ale ja nie popadam w samozadowolenie, pracuję jak wół, poważnie traktuję swoje obowiązki, podobnie jak i ludzi po drugiej stronie ekranu. Nie robię nic ot tak, nie chodzę na imprezy i nie daję się obfotografowywać w pismach kolorowych, nie nazywam się gwiazdą telewizji i wcale nie jest to PR-owskie zagranie. Mam pokorę, ale i świadomość, że coś mi się udało. Nikt mi tego nie dał za darmo, nie było żadnej protekcji, nikt mnie nie przepychał, sam na własnych nogach stawałem. Nie widzę więc powodu, dla którego miałbym zawsze schylać głowę. Staram się ten balans utrzymać.

Mówi pan, że pracuje jak wół, coraz wyżej podnosi poprzeczkę. Czy rzeczywiście kocha pan tych współpracowników, którzy kochają pracę?

TL: Po tylu latach pracy mam grupę ludzi, którzy się świetnie rozumieją. I bez żadnych seksualnych podtekstów muszę wyznać, że kocham tych ludzi, bo wiem, że w sytuacjach trudnych nikt nikogo nie pyta o czas pracy, tylko wszyscy przybiegają i pracują. Choćby taki drobiazg jak wybuch wojny. Jest trzecia nad ranem, wszyscy się zlatują i zasuwają. Każdy chce dać z siebie jak najwięcej. Nikt nie ma problemu z tym, że nagrywa coś dla kolegi, a nie dla siebie. Chciałbym, żeby każda redakcja wyglądała tak, jak redakcja „Faktów”. Zobaczymy, co będzie dalej, ale dotąd nikt tu nikomu nie podkładał świni, nie intrygował, na nikogo nie napuszczał.

Ale to jednak ktoś z tego zespołu podłożył panu świnię, wypuszczając do internetu nagranie, w którym pan
ostrymi, nieparlamentarnymi słowami krzyczy na zespół.

TL: To zrobił jakiś dźwiękowiec, który akurat miał zbyt dużo fantazji. A ja, w swej naiwności, wiedząc przez wiele miesięcy, że to nagranie istnieje, nie interweniowałem, bo nie przyszło mi do głowy, że ktoś może być tak żałośnie głupi, by je wykorzystać. Emocje, jakie były w tym nagraniu, można nagrać w każdym niemal newsroomie. Żeby ocenić to, co zrobiono, upubliczniając to nagranie, musiałbym użyć naprawdę mocnych słów, które zresztą pasowałyby do tamtej konwencji. Ale, mój Boże, ludzie, których określenie zaczynałoby się na dwie litery (choć wciąż są tacy, którzy nie wiedzą, jak pisać to słowo), też są wśród nas i trzeba umieć przyjąć to do wiadomości. Ja nienawidzę nielojalności. I w swojej gigantycznej naiwności ciągle nie podejrzewam, że można tak dalece przekroczyć granice. Była to pewna lekcja dla mnie.

Stracił pan na popularności?

TL: To najzabawniejszy element całego zamieszania. Okazuje się, że to wydarzenie miało też pozytywne efekty. Są ludzie w środowisku, którzy do dziś nie wierzą, że to nie był przemyślany numer marketingowy. Poza tym od tego czasu nikt nie kwestionował tego, kto naprawdę redaguje program. A jeśli ktoś wsłucha się w istotę tego nagrania, to usłyszy przede wszystkim megawściekłość kogoś, kto uważa, że za chwilę zrobimy ludzi w konia, kogoś, kto nie jest w stanie zaakceptować fuszerki, roboty na odwal. Zero tolerancji dla dziadostwa. I to nie chodzi o absolutny perfekcjonizm, ale o poczucie elementarnego wstydu. I guzik, szczerze mówiąc, powinno kogokolwiek obchodzić, co się dzieje do 19.00. Bo ja wtedy mam nerwy jak postronki i przez te sześć lat nigdy nie było inaczej.

I codziennie taka para? Nigdy nie przychodzi myśl, żeby odpuścić?

TL: Codziennie, gdy wstaję o 6.30 i mam pływać lub biegać, to przychodzi taka myśl, że może by sobie odpuścić. Ale wiem, że za progiem jest wielka radość. Razem z Tomkiem Sianeckim, z którym biegam, mamy poczucie, że nie ma nic gorszego, niż wstać przed siódmą i biegać po mrozie. Ale nie ma też nic piękniejszego, niż dobiec do mety. Czuję wtedy, że znowu coś sobie udowodniłem. W pracy jest tak samo.

Czy w domu w stosunku do córek też jest pan tak srogi jak w pracy?

TL: To one są wobec mnie srogie. Rządzą. W domu jestem łagodny jak baranek.

Córki podziwiają tatę?

TL: Nie. Myślę, że mnie po prostu kochają. Prawda, jaki jestem zarozumiały? (śmiech) Ale tak myślę. Ze względu na to, że pracuję w telewizji, staram się w domu schować swój wizerunek zawodowy. Mam w sobie egalitaryzm i zarabiam dość duże pieniądze, a jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że
w Polsce – dość biednym kraju – pieniądze, jakaś pozycja i sława mają prawo psychicznie korumpować. Gdybym dostrzegł, że moje dzieci uważają, iż jestem w jakimkolwiek stopniu lepszy od innych tylko dlatego, że występuję w pudełku, to uznałbym ten fakt za kosmiczną porażkę. Dlatego o 19.00 dzieci oglądają dobranockę, a nie „Fakty”. Jeśli ja sam chcę im coś ważnego przekazać – myślę głównie o starszej córce (7 lat), młodsza (3,5 roku) jest jeszcze malutka – to po prostu staram się rozmawiać o świecie, o tym, co się wokół nas dzieje. Zresztą jakiś czas temu starsza córka się na mnie obraziła, gdy podczas lektury „Małej księżniczki” zacząłem jej tłumaczyć, kto to jest adwokat. Bo ona wiedziała i nawet potrafiła to powiązać ze sprawą Rywina. Bardzo mi zaimponowała.

Krystyna Janda opowiadała mi kiedyś, że raz, siedząc z synkami przed telewizorem, usłyszała, jak jeden krzyknął do drugiego: „Patrz, Jędrek, Janda w telewizji!”. Panu taka historia nie grozi?

TL: (śmiech) Być może gdyby dziewczynki oglądały „Fakty”, tak by się stało. Ale one najpierw oglądają dobranockę, a potem przełączają na filmy dla dzieci. Chciałbym zasłużyć u córek na podziw, ale za to, jaki jestem dla nich, a nie z innych powodów.

Pańska żona straciła pracę w TVP przez pana, nie może też przez pana pracować w TVN. Nie wypomina tego?

TL: Nie, jest na tyle mądra, że nigdy mi tego nie wypomina. Oboje wiemy, jaki jest układ, który to ja sobie czasem wypominam. Kinga ma swoją firmę, lubi to, co robi, i sprawdza się w tym. Ale oboje wiemy, że to nie jest dokładnie to, co chciałaby robić. Tego układu żadne z nas nie jest w stanie w tej chwili zmienić. Może jak mnie stąd wyleją, jej będzie łatwiej w tej lub innej telewizji. By wyjaśnić całą tę sytuację, wolę zacytować Kingę: – Zdecydowaliśmy, że trzeba postawić na tego konia, który szybciej biega.

Właściwie dlaczego nie może być w tej samej firmie? Takie są przepisy?

TL: W mojej telewizji nie, ale w TVP podobno tak. Rozumiem, że tam może niekoniecznie muszą być entuzjastami zatrudniania u siebie mojej żony. Ja się śmieję, że ona nie może pracować tam, bo ja jestem tu, a tu nie może, bo za dużo byłoby Lisów.

Wymyślił pan to chyba dla mediów, bo w TVN przecież pracują rodziny. Lis też mógłby być dubeltowy.

TL: Miarka tutaj jest jednostkowa. A prawda jest taka, że Kinga specjalnie o to teraz nie zabiega. Gdyby się pojawiła szansa, pewnie by skorzystała, ale sama namiętnie jej nie szuka. Poza wszystkim myślę, że ucieka od sytuacji, w których mogłaby znów doznać upokorzeń w stylu: „No wie pani, ale dopóki pani mąż jest tu lub tam…”.

Pracuje pan nad sobą zawodowo. A nad charakterem? Nie wypiera się pan tego, że jest on trudny.

TL: Ani w Polsce, ani w Ameryce nie znam nikogo, kto pracowałby w świecie mediów
i miał łatwy charakter. To jest wybitne grzęzawisko. Mój charakter nie jest taki zły, świństw nie robię, jestem lojalny, można na mnie liczyć, dupy nie obrabiam. To niemało jak na nasze standardy. Na pewno dzisiaj
w pracy jestem milszy niż parę lat temu. Bo już nie trzeba bić się o każde g… Ludzie wiedzą, co do nich należy, i każdy robi swoje.

Czy można liczyć, że za parę lat Lis będzie aniołem?

TL: Nie. Na to akurat absolutnie nie można liczyć. Ja zwyczajnie nie wiem, co będzie dalej… Zwykle w moim życiu było tak, że miałem scenariusz rozpisany na kilka lat. Gdy zaczynałem pracę w telewizji, to myślałem, że fajnie byłoby być w Sejmie. Potem, że chciałbym być korespondentem w Ameryce. Potem już fajnie marzyło się o własnym dzienniku… A za parę lat? Nie mam pojęcia. Ale milutki nie będę. Bycie milutkim nie musi być nieuchronną konsekwencją posiadania dobrego serca. Znam wielu skurwysynów, którzy są milutcy. Nie będę do tego klubu wstępował, chociaż będę się usilnie starał być miłym i dobrym. Za efekty nie gwarantuję.


Rozmawiała: Magda Jethon, Zdjęcia: Krzysztof Dubiel.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Add a comment Add a comment

Dodaj komentarz

Previous Post
Rada wybrała<br> Dworak prezesem TVP m 369703

Rada wybrała<br> Dworak prezesem TVP

Next Post
Serwisy C+ nominowane m 1649

Serwisy C+ nominowane





Reklama