Michał Karnowski- dziennikarz tygodnika „Newsweek Polska”.
Nie treść, ale forma podpisania Paktu zdominowała przekazy medialne. I trudno się dziwić. Nie chodzi bowiem o zwykły exclusiv udzielony jednej ze stacji, ale o ważny akt polityczny, dokonany w Sejmie, w miejscu gdzie dzieje się demokracja. I zdarzenie i miejsce zobowiązują do respektowania reguł dających mediom równy dostęp do informacji.
Z czego wynikła cała sytuacja? Sądzę, że trójka polityków (zapewne na prośbę Ojca Rydzyka) chciała pokazać biskupom, że żadne apele o pomijanie TV Trwam czy Radia Maryja nie będą skuteczne. Chcieli dać sygnał biskupom, a potężnie urazili media. Krótkie przeprosiny pewnie zamknęłyby sprawę, choć już wiemy, że ich nie będzie. Dodatkowo zagrały zapewne inne motywy – chęć odreagowania krytyki mediów, poczucie, że narasta atmosfera konfliktu i niezrozumienia pomiędzy obozem „moherów” a „aksamitnych kapeluszy”.
Czy jednak dziennikarze – nie wszyscy i mało konsekwentnie, ale jednak – postąpili słusznie ogłaszając bojkot? To nie była prosta sytuacja, zagrały emocje – ale jednak takie postępowanie trudno ocenić jako profesjonalne. Przypomina mi się scena z 1998 czy 1999 roku. Lepper kolejny tydzień blokuje kraj, prawie rewolta, rząd bezradny, słowem anarchia. Jako reporter radiowy słucham Leppera na jednym z konwentykli Samoobrony. Duża, napchana sala, duszno, wrodzy dziennikarzom chłopi. A Lepper krzyczy: „Ja was dziennikarze sprowadzę do parteru, ja was zniszczę, ja was wykończę, nie będziecie mnie opluwać!!”
Moja pierwsza myśl – „wyjść, bojkotować.” Ale starszy kolega mnie powstrzymuje: – „naszym zadaniem jest słuchać, przekazać, skomentować. Ale przede wszystkim mamy być na miejscu”. Zostałem na miejscu, nadałem relację. I to była dobra decyzja. Solidarność dziennikarska jeszcze się przyda na poważniejsze okazje. Na przykład gdyby okazało się, że rzeczywiście ktoś będzie chciał karać protestujących w czwartek dziennikarzy.
Grzegorz Miecugow – zastępca Dyrektora Programowego TVN24
To co się stało, to nie przypadek. Nie potknięcie ekipy Jarosława Kaczyńskiego, ale demonstracja i sygnał wysłany w kierunku dziennikarzy przede wszystkim mediów publicznych, którzy lada dzień, lada tydzień dostaną nowych szefów. Niech się teraz boją. I boją się.
Beata Grabarczyk -dziennikarka i prezenterka „Wydarzeń”
Reakcja dziennikarzy nie była zbyt emocjonalna. Może nie wszyscy o tym pamiętają, ale my nie reprezentujemy naszych redakcji, a naszych odbiorców – widzów, czytelników, czy słuchaczy. To oni zostali przez polityków podzieleni na równych i równiejszych. To w ich imieniu protestowaliśmy. Zwróćmy uwagę, że bez wzgledu na to, co zrobili politycy dziennikarze wykonali swoją pracę – każdy przygotował materiał. Gdyby potraktowano nas równo, te materiały wyglądałyby zupełnie inaczej.