Dziennik napisał, że bokser był przyjacielem Andrzeja Kolikowskiego, ps. Pershing i wchodził w skład grupy, która ściągała haracze z agencji towarzyskich, pubów, komisów samochodowych. Artykuł „Gołota: przyjaciel gangsterów” zarzucił też najbardziej znanemu polskiemu bokserowi udział w grupie złodziei kieszonkowych na dworcu warszawskim.
– Idiotyzm polega na tym, że muszę się w ogóle tłumaczyć, ale co zrobić. Jak to jest, że nie ma przeciwko mnie żadnej sprawy, nikt mi niczego nie zarzuca, a tu się okazuje, że byłem bandziorem. W USA po takich oszczerstwach bez dowodów nie musiałbym się już z nikim bić na ringu do końca życia. Kasy by wystarczyło – powiedział Przeglądowi Sportowemu Andrzej Gołota.
– To kompletne bzdury, po raz kolejny ktoś chce się przejechać po Gołocie, bo można sprzedać parę gazet więcej. Nie byłem święty, nigdy tego nie mówiłem, ale bez przesady. W tej chwili nie wiem, co zrobię. Jak znajdę trochę czasu, to podam parę ludzi do sądu. Będą płacić. Kłamać też trzeba umieć – dodał Gołota.