Nie sądzę, żeby mp3 mogło doprowadzić do upadku branży muzycznej. Czemu? Mimo ciągle rosnącej liczbie mp3, wytwórnie płytowe nie bankrutują, a sprzedaż płyt rośnie. Ciągle słyszymy o nowych rekordach sprzedaży czy niebagatelnych gażach dla artystów. Przykładem może tego może być nowa płyta Eminema – The Eminem Show, która mimo iż była dostępna w formacie mp3 przed premierą sprzedaje się w zastraszającym tempie, bijąc wszelkie rekordy. Ponadto np. Robbie Williams może zarobić na samej zmianie wytwórni płytowej po wygaśnięciu kontraktu kilkadziesiąt milionów dolarów. Czy o takich pieniądzach można mówić w branży upadającej z powodu masowego piractwa?
Moim zdaniem mp3 zrobiło dla muzyki więcej dobrego niż złego. Nie da się ukryć, że straty spowodowane plikami mp3 istnieją, jednak z pewnością nie przyczynią się one do upadku branży muzycznej. Nie jest powiedziane, że osoba nie mająca dostępu do mp3 kupowała by oryginalne płyty, których cena może przyprawić o zawroty głowy.
Jednak często to właśnie dzięki mp3 ludzie poznają artystów, a następnie kupują ich płyty, co jest szczególnie ważne dla muzyków mniejszego formatu, nieobecnych na listach MTV. Mp3 często okazuje się jedyną szansą na odniesienie sukcesu.
Walka z mp3 jest walką z wiatrakami. Na miejsce każdej zamkniętej strony lub programu p2p pojawiają się nowe. Także zabezpieczenia są łamane dużo szybciej niż powstają. Przekonał się o tym m.in. Microsoft, którego format WMA, który miał być nie do złamania, został rozczesany już w kilka godzin po premierze i to iście kozackim sposobem. Ale nie da się ukryć, medialna wojna pomiędzy artystami i wytwórniami fonograficznymi, a „niedobrym Internetem” jest bardzo korzystna, i to nie dla Internetu.