W 2004 r. Tiffany, producent biżuterii, pozwał eBaya za to, że w największym na świecie serwisie aukcyjnym kwitnie handel podrabianymi naszyjnikami i bransoletkami. Z analiz spółki wynikło, że aż 95 proc. biżuterii Tiffany na eBayu to podróbki. Firma uznała, że eBay – zwłaszcza że zarabia na prowizjach i innych opłatach (np. za promowanie aukcji) – powinien za to odpowiadać.
W listopadzie nowojorski sędzia Richard Sullivan wysłuchał mów końcowych obu stron. Na wyrok (jest kwestią dni, może tygodni) branża aukcyjna i prawnicy od własności intelektualnej czekają z niecierpliwością. Orzeczenie – jeśli będzie po myśli Tiffany – może wywrócić ugruntowany od lat model odpowiedzialności serwisów aukcyjnych za wystawiane towary i naruszyć sam model biznesu aukcyjnego. Odczuliby to także handlujący internauci – choćby w postaci nieuniknionego wzrostu opłat.
– Werdykt odpowie na pytanie: czy właściciel wirtualnego targowiska może być w ogóle odpowiedzialny za nielegalne działania sprzedawcy – mówi Tomasz Koryzma, radca prawny i partner w kancelarii prawnej Baker & McKenzie Gruszczyński i Wspólnicy. – Jeśli tak, to niezależnie od tego, że sprawa toczy się w oparciu o prawo amerykańskie, lawina nowych spraw przeciwko serwisom aukcyjnym ruszy też w Europie.
Więcej na http://www.gazeta.pl/