Kreskówka „Family Guy” znana jest z niskich żartów dotyczących seksu, aborcji, AIDS czy religii, obrażających prawdopodobnie wszystkie grupy społeczne, jakie tylko istnieją. Zła sława nadawanej w Fox bajki nie przeszkadza w tym, że niemal każdy z głównych bohaterów pojawił się w reklamach dużych koncernów.
Najwięksi reklamodawcy generalnie obracają sie wokół milutkich, puszystych i słodkich postaci, jak Snoopy, bohaterowie „Flintstones” czy „Jetsons”. Co więc sprawia, że koncerny, jak Coca-Cola, Subway czy White Castle sięgają po diaboliczne niemowlę Stewie, psa-alkoholika Briana lub niezbyt rozgarniętego ojca rodziny Petera z bajki, która oskarżana jest o wszystko od antysemityzmu, przez seksizm po homofobię?
– Skrajności są akceptowalne, szczególnie jeżeli odnosi się to do nastolatków – podkreśla Ira Mayer, prezes i wydawca The Licensing Letter. – Dodatkowo w przypadku postaci z kreskówek mamy pewien stopień kontroli, czego nie można powiedzieć w przypadku aktorów czy gwiazd rocka.
Reklamodawcy mają obecnie cały wachlarz możliwości wyboru niepoprawnych politycznie kreskówek. Poczynając od najmniej kontrowersyjnych „Simpsonów” przez „Family Guy”, a na najbardziej ekstremalnym „South Park” kończąc. – Sprawdzamy, kim są nasi klienci i jakie programy im się podobają. Okazuje się, że jednym z nich jest właśnie „Family Guy” – stwierdza Kim Bartley, wiceprezes marketingu White Castle. – Chcemy trafić do nastolatków, młodzieży i młodych duchem dorosłych. Nasza marka jest specyficzna, nie jesteśmy jak Burger King czy McDonald’s.
Fox, nadawca „Family Guy”, stara się w bardzo odpowiedzialny sposób sprzedawać wizerunek bohaterów kreskówki dla poszczególnych reklamodawców. Polityką firmy jest to, by z bajką nie były powiązane produkty przeznaczone dla dzieci poniżej 14. roku życia.
– Około dwa lata temu otrzymałem telefon od człowieka z Wal-Mart, który zainteresowany był „Family Guy” – mówi Elie Dekel, wiceprezes sprzedaży w Centaury Fox Television. – Najważniejszym było to, by kupiec doskonale wiedział, w co się pakuje. Wysłałem więc mu trzy epizody, zaznaczając, by upewnił się, że jego szef też je zobaczy.