Pierwszym bodźcem, który wpłynął na Pieńkowską była afera Rywina. Wtedy też dochodziło do ogromnej manipulacji wokół materiałów emitowanych na antenie. Po ich wcześniejszym uzgodnieniu i zatwierdzeniu przez wydawcę zdjęcia przechodziły montaż. Kiedy jednak nadszedł czas emisji, na antenie pojawiały się zupełnie zmienione relacje, często z powycinanymi fragmentami.
Jolanta Pieńkowska stwierdziła, że manipulacji dokonywał dyrektor TAI, Janusz Pieńkowski. To on miał zmieniać materiały, które potem pojawiały się na antenie w zmodyfikowanej formie. Już wtedy prezenterka zaprotestowała przeciwko takim sytuacjom. Pieńkowski wysłał ją na trzytygodniowy urlop. Wszyscy myśleli, że nie będzie miała już do czego wracać, ale sam Kwiatkowski wezwał ją na rozmowę, ponieważ najwyraźniej zrozumiał, że zamieszanie wokół ewentualnego odejścia nie wyjdzie mu na dobre.
Była prowadząca Wiadomości nie ukrywa, że praca w takiej atmosferze sprawiała jej ogromną trudność. Bardzo często musiała kłócić się i walczy o to, aby materiały emitowane w programie informacyjnym tworzone były z jej zamysłem. Pieńkowska uważa, że zmiany, które teraz zachodzą w Telewizji Polskiej nie całkiem nowym rozdaniem, ponieważ znów zaczynają toczyć się gry personalne. Nadawca publiczny właściwie rezygnuje ze sprawdzonych twarzy na korzyść debiutantów.