Jak czuje się Pani w towarzystwie pozostałych jurorów „X Factor” – Kuby Wojewódzkiego i Czesława Mozila?
Czuję się bardzo dobrze, bo to są bardzo fajni panowie i każdy z nich jest inny. Mam nadzieję, że się uzupełniamy.
Czy wygrana w „X Factor” daje przepustkę do kariery na rynku muzycznym?
Przykłady różnych uczestników biorących udział w „X Factor” pokazują, że to wcale nie pierwsze miejsce jest przepustką do tego, żeby zaistnieć na scenie muzycznej.
W przypadku edycji brytyjskiej finaliści drugiego, trzeciego, a nawet i dalszego miejsca, nagrywali płyty i podpisywali kontrakty. Jak to się stanie na naszym rynku, nie wiem, to też zależy od uczestników. Podejrzewam, że nawet pierwsza osoba, która odpadnie z programu, jeśli będzie miała dużo zapału do zmian i wiary we własne możliwości, to też może osiągnąć sukces w muzyce.
Czy udział w „X Factor” nie koliduje z Pani karierą muzyczną?
Nie. To są dwie rzeczy, które da się połączyć. Nie rezygnuję z koncertów i grania z zespołem. Czasami będę leciała do Wlk. Brytanii wystąpić, czasami zespół będę zabierała stamtąd do Polski. To jest jedyny czynnik, który pozwala mi łączyć te dwie rzeczy.
Czym odróżnia się „X Factor” od podobnych programów muzycznych w polskiej telewizji?
Ma najlepszych jurorów (śmiech). Szczerze, nie oglądam innych programów muzycznych i nie wiem jak one wyglądają. Myślę, że podstawą „X Factor” jest to, że jest to format znany na całym świecie. To program, który pozwala uczestnikom sprawdzić się przez siedem odcinków w różnym repertuarze. Program umożliwia też samemu telewidzowi ocenić, który uczestnik poradzi sobie na scenie najlepiej, który ma największy talent i najciekawszą osobowość. Jest to dobry program, który daje możliwość zaistnieć na polskim rynku muzycznym.
Ma Pani wpływ na wybór piosenek, które wykonują uczestnicy z Pani grupy?
Oczywiście, że tak. To jest też rolą jurorów, żeby podpowiedzieć uczestnikom w czym ich wokal zabłyśnie i w jakich rejestrach będą mogli zaprezentować się najlepiej przed publicznością.
rozmawiała Marzena Ignor