– zeznawali świadkowie na procesie karnym jaki Targalski wytoczył Agnieszce Kublik, dziennikarce Gazety Wyborczej, za jej teksty o sprawie.
Targalski zaprzecza, by wypowiedział przypisywane mu słowa, z jakimi miał się zwrócić do zwalnianej Marii Szabłowskiej, że reprezentuje ona w radiu „złogi gierkowsko-gomułkowskie” oraz że chodząc po radiowych korytarzach „widzi wkoło same stare kobiety”. Zaprzecza też, by – jak głosi korytarzowa plotka w radiu – powiedział zwalnianej dziennikarce samotnie wychowującej adoptowane dzieci, że teraz to „jej problem, skoro wzięła dzieci po pijakach”.
Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa Targalskiego bronił zeznający jako świadek prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański. Według niego, nie ma wiarygodnych dowodów, że Targalski – człowiek kulturalny, a wobec kobiet szarmancki, istotnie wypowiedział przypisywane mu słowa. – Gdyby tak było, to wnosiłbym o jego zwolnienie, a nie o zawieszenie, na czas wyjaśnienia zarzutów przez Radę Nadzorczą Polskiego Radia – mówił.
Wcześniej zeznania złożyli byli dziennikarze Polskiego Radia: Maciej Łętowski, który kierował Informacyjną Agencją Radiową, Szabłowska oraz Małgorzata Dąbrowska.
Łętowski mówił, że na radiowych komentarzach wiele razy mówiono o tym, jak przebiegają rozmowy Targalskiego z pracownikami zwalnianymi w ramach wielkiej restrukturyzacji zatrudnienia, jaką na przełomie 2006 i 2007 r. prowadził zarząd. Rozmowy prowadził Targalski.
– Więc gdy usłyszałem, że przewidziana do zwolnienia dziennikarka samotnie wychowująca adoptowane dzieci poszła do Targalskiego prosić, by jej nie zwalniał, usłyszała, że „radio nie będzie fundować stypendium dla dzieci alkoholików”, to nawet nie byłem zdziwiony – mówił Łętowski tym właśnie tłumacząc, że nie prosił tej dziennikarki o potwierdzenie domniemanych słów Targalskiego – obiecał tylko wstawić się za nią w zarządzie radia.
– I gdy ona się dowiedziała, że jednak nie będzie zwolniona, pojawił się ten artykuł w Gazecie Wyborczej. Ona była zrozpaczona, bo dla niej wszystko się zawaliło. Powiedziała mi wtedy, że pójdzie do prezesa i wszystkiemu zaprzeczy – powie, że nie było takich słów. Moją rolą było tu tylko pocieszać. Radziłem jej, by zachowała spokój, nie mówiłem jak ma się zachować – zeznał pod przysięgą Łętowski, który niedługo po tych zdarzeniach z kwietnia 2007 r. został odwołany z funkcji szefa IAR i odszedł z radia.
– Te rozmowy były bez żadnej podstawy prawnej, bo przeprowadzał je z dziennikarzami IAR prezes Targalski, który nie miał takiego prawa – tylko ja mogłem to wtedy robić. Po drugie, minął już termin na rozmowy z pracownikami – mówił Łętowski.
Sprawę wyjaśniała radiowa komisja etyki, w której Łętowski potwierdził to, co słyszał od dziennikarzy o rozmowie Targalskiego z dziennikarką, która uniknęła zwolnienia. Złożyła ona oświadczenie, że jej rozmowa z Targalskim nie miała przykrego charakteru i nie usłyszała od niego nic obraźliwego. Komisja – przesłuchawszy także Szabłowską i innych zwalnianych dziennikarzy – uznała, że sposób przeprowadzania przez Targalskiego rozmów z pracownikami radia naruszał ich godność.
– Gdy usłyszałam, że reprezentuję w radiu „złogi gierkowsko- gomułkowskie” i że jestem stara, zamurowało mnie – zeznawała Szabłowska (trwają jej procesy: z Polskim Radiem przed Sądem Pracy i z Targalskim – o ochronę dóbr osobistych).
– Pomyślałam sobie, jak to możliwe, że ja mam odejść jako złóg, a zostaje mój szef Marcin Wolski, który był w PZPR, był w niej także prezes Czabański i rzecznik Radia Tadeusz Fredro-Boniecki, członkiem PZPR, a wcześniej aktywnym działaczem ZMS był też prezes Targalski – mówiła rozżalona.
– Powiedziała pani Gazecie Wyborczej, że przemawiałem do pani „z rewolucyjnym błyskiem w oku”. Jak mogła pani zobaczyć błysk w oku przez moje ciemne okulary? – pytał ją Targalski. – Natężenie błysku rewolucyjnego w oczach prezesa Targalskiego jest widoczne nawet przez ciemne okulary – brzmiała odpowiedź.
Dąbrowska, która podkreśla, że przeznaczono ją do zwolnienia mimo iż pozostawała pod ochroną jako działaczka związkowa, podkreślała, że powód jej zwolnienia był pozorny. – Napisano „likwidacja stanowiska pracy”, a mój czas antenowy i mój program pozostał, tylko kto inny go prowadzi – powiedziała. Dąbrowska wygrała już swój proces z Polskim Radiem. Kilka tygodni temu Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy uznał, że jej zwolnienie z pracy miało charakter dyskryminacji.
Zeznający na koniec Czabański uznał, że zarzuty Szabłowskiej „rozżalonej na radio” są niewiarygodne, bo wygłoszone kilka miesięcy po zwolnieniu. Gdy zaś chodzi o to, co według GW Targalski miał powiedzieć dziennikarce samotnie wychowującej adoptowane dzieci, sprawę zamyka jej oświadczenie zaprzeczające wszystkiemu.
– Czemu nie brał pan pod uwagę raportu radiowej komisji etyki? – pytała Czabańskiego oskarżona Kublik. – Bo on powstał pod wpływem emocji. Rada Nadzorcza, która badała sprawę nie potwierdziła tych ustaleń – odpowiedział prezes.
Obrońca dziennikarki mec. Jerzy Naumann pytał też Czabańskiego o inne słowa Targalskiego, wypowiedzenia którym wiceprezes PR nie zaprzeczył. O popularnym prezenterze radiowym Tadeuszu Sznuku (odszedł na emeryturę – przyp. red.) miał on powiedzieć: „Jak się puści w obozie koncentracyjnym miły głos, to też się ludzie z nim zżyją”. – Ja nie mam takiej barwności języka, kolorytu słownego. Dlatego tak bym nie powiedział – odparł szef radia dodając, że „odradzałby członkom władz mediów publicznych działalność publicystyczną”.
Proces odroczono do października, gdy zeznania złożą kolejni świadkowie.