Przyczyny bezsensownego wzajemnego wyniszczania się i ataków „czarnych braci” na szeroko spodnich ziomków, szerokospodnich ziomków na popową kaszkę i popowej kaszki na całą alternatywę do dziś nie są znane światu nauki. Wielcy panowie krytycy, socjologowie, antropolodzy kultury itd. przez wieki poszukują źródeł tych zdziczałych waśni plemiennych.
A może wynika to po prostu z chorej wyobraźni o samym sobie, buractwa na miarę Młodzieży Wszechpolskiej przenikającego wszystkie pod-, sub-, lub -używając współczesnego słownika socjologicznego – kontrkultury. Zwolennicy danego gatunku muzyki żyją w przekonaniu, że są pępkiem świata i tylko im przysługuje głoszenie wszechprawd o muzyce, sztuce, życiu…
A może wynika to z niewiedzy. Nieznajomość sprawy pozbawia sędziego prawa sądzenia w danej kwestii. Wśród zagorzałych „kibiców swojej muzy” jest wprost przeciwnie – im mniej wiesz, tym głośniej wypowiadasz swoje poglądy. A o czym i w oparciu o co – to już sprawa drugorzędna. Ważne by paplać, oczerniać, wyśmiewać. Ważne by było git, cool, bomba, hardcore…
A może źródłem owych odwiecznych konfliktów jest głupota ludzka będąca towarzyszem człowieka odkąd tylko jego marny małpi przodek postawił stopę na Ziemi. A może chęć zniszczenia, upokorzenia kogo- lub czegokolwiek, której celem jest ukazanie jakże błyskotliwego umysłu, którego praca kończy się na wymyśleniu (czyt. skopiowaniu) kilku „śmiesznych” hasełek pod adresem wrogiego plemienia.
A może się mylę… Może spory te to wytwór mojej chorej wyobraźni, wynaturzenia, kalectwa umysłowego. Może nie ma wojen na świecie, katastrof ekologicznych, ludobójstw, Busha, Putina, ludzie się do siebie uśmiechają, a muzyka jest głosem jednej kochającej się rodziny – ludzkości… Dacie temu wiary…? Ja nie.