Wygrana z Portugalią w eliminacjach, coraz lepszy Ebi Smolarek i cudotwórca Leo Beenhakker… Miliony Polaków emocjonują się występami biało-czerwonych na Euro 2008. Oglądają, kibicują, a potem godzinami rozpamiętują sytuacje podbramkowe. Mecze biało-czerwonych gromadziły przed ekranami po ponad 10 mln widzów, co jest wynikiem porównywalnym tylko z najlepszymi czasami Adama Małysza i serialu „M jak miłość”.
A jednak spotkania innych drużyn odnotowały już dużo skromniejsze wyniki, porównywalne z przeciętnym serialem telewizyjnym, ale dorównały takim hitom, jak „Ranczo” (blisko 5 mln widzów w czerwcu), „Na dobre i na złe” czy „Taniec z gwiazdami” (po ponad 5 mln widzów). Euro 2008 w Polsacie sześciokrotnie przegrało z innymi stacjami. W tym czterokrotnie z „Klanem” w „Jedynce” w czasie zmagań Rumunii z Francją czy Hiszpanii z Rosją. Również nadawany w TVP1 festiwal w Opolu drugiego i trzeciego dnia wyprzedził w rankingu oglądalności Euro 2008.
Oglądalność tegorocznych mistrzostw Europy jest słabsza również w porównaniu do tej sprzed czterech lat. – Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby w tym roku nie grali Polacy – mówi Marek Racławski, szef działu telewizyjnego w domu mediowym Pan Media Western obsługującym takich klientów, jak ING, Suzuki czy Telepizza. – Bez nich oglądalność byłaby niższa o ok. 30 proc., a tak – tylko o 12 proc.
A oglądalność przekłada się na pieniądze. Z danych cennikowych wynika, że do kasy Polsatu wpłynęło 43,65 mln zł z reklam. Kwota ta nie uwzględnia jednak rabatów i upustów udzielanych reklamodawcom. Rzeczywiste wpływy stacji nie są znane, ale przedstawiciele domów mediowych szacują, że wynoszą one 60-70 proc. wartości cennikowej, czyli na razie nie przekraczają 30 mln zł. Tymczasem na zakup samych praw telewizja Zygmunta Solorza zapłaciła ponad 50 mln zł, a realizacja imprezy kosztowała ją kolejne 5 mln zł.
Dlatego komentatorzy w studiu Polsatu nie mogą się nawet porządnie rozgadać i opowiedzieć nam anegdot o dzieciństwie Ronaldo albo o hobby van Nistelrooya. Ważniejsze są reklamy, a im stacja nie może poświęcić więcej niż 12 minut na godzinę i chce w pełni wykorzystać ten limit. Zatem Zbigniew Boniek, Mateusz Borek czy Bożydar Iwanow muszą ustąpić miejsca Harnasiowi, TP SA czy Kii.
Gdyby Polacy nie odpadli w rozgrywkach grupowych, Polsat zarobiłby więcej, bo reklamówki przy meczach biało-czerwonych są najdroższe. Telewizja Zygmunta Solorza wyceniła je na ok. 140-160 tys. zł brutto i sprzedała je na pniu. Taka sama reklamówka w finale kosztuje ponad 100 tys. zł, a w półfinale – 65 tys. zł. Reklamówki przy meczach grupowych bez udziału biało-czerwonych kosztują tylko 26-40 tys. zł.
To pokazuje, jak trudno jest zarobić na piłce stacjom niekodowanym. Widownia się kurczy, a ceny praw sportowych rosną jak na drożdżach. Cztery lata temu mistrzostwa Europy pokazywała telewizja publiczna, która – według nieoficjalnych informacji – zapłaciła za nie 2,5 mln dolarów, co z dzisiejszej perspektywy wygląda na nieprawdopodobnie niską kwotę. Szansą na odzyskanie pieniędzy dla Polsatu mogła być odsprzedaż część meczów TVP albo porozumienie z UEFA, które pozwoliłoby pokazać sporą część meczów w płatnych kanałach sportowych Polsatu. Ani jedno, ani drugie się nie udało. Polsatowi pozostaje więc logo Oficjalny Nadawca Euro 2008 i prestiż wśród wdzięcznych kibiców. – Prestiż? Nie wierzę w to. Wielkie imprezy sportowe w odróżnieniu od seriali czy teleturniejów nie stabilizują widowni stacji na wysokim poziomie. Po ich zakończeniu słupki oglądalności zawsze spadają. Innymi słowy, ludzie oglądają Euro 2008, a nie Polsat – mówi Jakub Bierzyński, szef grupy domów mediowych OMD Poland.
Więcej na http://www.gazeta.pl/