W muzycznym światku zawrzało, gdy zdecydował się pan zostać jurorem w komercyjnym programie. Jak pan uzasadni swoją decyzję?
Mam w d… muzyczny światek. Sam podejmuję decyzje, jestem autonomicznym, samowystarczalnym bytem, który jest odpowiedzialny za to, co robi i mówi. Cieszę się z tej decyzji, czuję się dobrze jako członek tego jury, nie obrażam się na nikogo ani na nic. Mam wrażenie, że wszystko jest w idealnym porządku.
Czyli gdyby była druga edycja, zobaczymy w niej również pana?
Będzie druga edycja, bo ten program będzie hitem. Krótka piłka. A jeśli ja dostanę propozycję wzięcia w niej udziału, to będziemy o tym rozmawiać.
A jak odnosi się pan do tego, co piszą o panu media?
Media są głupie. Jak powiem, że kopuluję z UFO to jutro ta informacja będzie biła ze wszystkich nagłówków. Mam olbrzymi dystans do mediów. Przedkładam szczerość nad dyplomację. 95 proc. newsów, które pojawiają się w mediach to głupoty, bzdury wyssane z palca. Trzeba mieć mózg i z niego korzystać. Rozumiem, że dzięki temu zarabia się pieniądze, ale mnie to nie dotyczy. Jestem tego częścią, ale nie biorę w tym udziału.
Zaśpiewa pan kiedyś dla uczestników i publiczności? W promującym program intro pozostali jurorzy śpiewają, a pan jedynie akompaniuje im na gitarze?
Bardzo się cieszyłem, że nie zmuszali mnie do śpiewania w czołówce. Zabieg był celowy, już na wstępie zaznaczyłem producentom, że ja w programie śpiewać nie zamierzam, ponieważ nie jestem wokalistą śpiewającym. Mogę śpiewać w samochodzie, sam dla siebie, albo jak jadę z psem i ten pies jakoś to znosi, ale zdecydowanie wolałbym nie narażać ludzi na mój prawdziwy głos.
Czy w „The Voice of Poland” miałaby szanse osoba growlująca?
Wątpię (śmiech). To nie jest miejsce dla tego typu głosów, dla tej techniki. Wszystko musi mieć swoje okoliczności i swoje uzasadnienie. Jeśli byłby to mały klub, specyficzna publiczność, która jest przygotowana na taką muzykę to fantastycznie, ale nie w takim programie.
Czy program może być dla pana muzyczną inspiracją? Czy może wpłynąć na złagodzenie pana repertuaru?
Dałem już pierwsze propozycje sugerowanych przeze mnie utworów. Zostały przyjęte bardzo pozytywnie. Wiem, że wyglądam, jak wyglądam, ale wbrew pozorom słucham bardzo różnej muzyki. Wiele razy zdarzyło się, że przy muzyce płakałem. Parę razy zdarzyło się, że trenerzy popłakali się na wizji. Ja nie, ale to właśnie jest w muzyce piękne. Bardzo emocjonalnie podchodzę do muzyki, zresztą do filmów też.
Czy bedzie pan zachęcał swoją grupę do cięższych brzmień?
Jest tam kilka klasyków: Guns’n’Roses albo AC/DC. Uwielbiam takie granie i to jest coś, co mimo wszystko ma szanse zaistnieć w jeszcze szerszym mainstreamie bo de facto jest to już jego część. Mimo, że nie jest to ta papka, którą karmieni są ludzie przez popularne stacje radiowe, których szczerze nienawidzę.
Jak się pan zapatruje na programu typu „The Voice of Poland”, które promują osoby umiejące śpiewać, ale nieposiadające własnego repertuaru?
To jest właśnie ta pułapka. Te programy dla wielu osób właśnie tak mogą się skończyć. Polski rynek fonograficzny mi się nie podoba, nie lubię tych wszystkich mechanizmów. Jestem ulepiony zupełnie z innej gliny, pochodzę z innej sceny. Często gdy rozmawiam z ludźmi zanurzonymi w tak zwanym mainstreamie, okazuje się, że są między nami szalone różnice. Na pewno będzie im szalenie trudno.
Czy ma pan jakieś ustalone metody treningowe?
Ja nie mam żadnych metod. Robię wszystko bardzo intuicyjnie. Tak, jak wszystko w życiu zresztą. Jestem kompletnym barbarzyńcą. Analfabetą muzycznym i nie tylko. Słucham siebie, swojego głosu i instynktu. To jest dla mnie najważniejsze. Jeśli wejdziemy więc w interakcje z innymi trenerami to właśnie tak będzie to wyglądać. Ja będę starał się czuć, wyłączać mózg i grać na emocjach. Oni będą argumentować.
Czy boi się pan momentu, w którym trzeba będzie eliminować kolejnych uczestników?
Nie, absolutnie, niczego się nie boję. Znałem reguły tego programu, wiedziałem co podpisuje, decydując się na udział w nim. Oni też znają reguły i już przychodząc do programu wiedzą, że będą z niego odpadać, że na końcu zostanie jedna osoba. Na pewno będzie bardzo ekscytująco i emocji nie zabraknie, chyba właśnie o to chodzi w telewizji.
Czy według pana istnieje głos idealny?
Nie ma czegoś takiego, jak idealny głos. W ogóle ideałów nie ma. Mnie idealne rzeczy męczą, dotyczy to zarówno muzyki, jak i kobiet. Jak coś jest za piękne, to najczęściej jest puste i nie ma nic do powiedzenia.
Powiedział pan, że wchodząc do pana drużyny uczestnicy mogą zmienić świat. Co miał pan na myśli?
Są fantastyczne głosy i osoby emanujące taką energią, że słuchając ich masz wrażenie, że możesz przenosić góry. Właśnie takie wrażenie wywołał na mnie człowiek, którego wówczas miałem przyjemność słuchać i dlatego tak powiedziałem.
Rozmawiała Aleksandra Prejs