Przychylamy się tą decyzją do apelu wystosowanego do nas przez Centrum Monitoringu i Wolności Prasy, uwzględniamy sprzeciwy pojedyczych dziennikarzy, a także naszych czytelników, którzy nie chcieli, aby Piotrowski dla nas pisał” – powiedział Kotliński.
W czwartek Piotrowski wyszedł na wolność po 15 latach pobytu w zakładzie karnym.
Kotliński poinformował, że ten były oficer SB, który na początku istnienia „Faktów i Mitów” w marcu ub.r. reklamował tygodnik i do niego pisywał, ostatnio poprosił o zatrudnienie go na stałe.
„Zastanawiałem się, czy go zatrudnić, ale po przemyśleniu zgodziłem się ze stanowiskiem Centrum Monitoringu i Wolności Prasy, że Piotrowski nie zasługuje na to, aby być dziennikarzem, gdyż jest w odczuciu społecznym osobą niewiarygodną i niegodną wykonywania tego zawodu” – powiedział Kotliński.
Dodał, że nie spodziewał się, iż informacja o ewentualnym zatrudnieniu Piotrowskiego w tygodniku wywoła „tak negatywne reakcje”.
„Wydawało mi się, że człowiek odsiedział swoje, odpokutował, jest zresocjalizowany i trzeba mu dać szansę jak każdemu innemu” – powiedział.
Obrończyni Piotrowskiego Ilona Nowakowska-Góra zaprzeczyła jakoby jej klient starał się o pracę w tygodniku „Fakty i Mity”.
„To jest absolutna nieprawda. To historia wyssana z palca, wymyślona na użytek reklamowy” – powiedziała mecenas. Wg niej, Piotrowski będąc na przepustce z zakładu karnego odwiedził redakcję tygodnika; na rozmowę zaprosił go Kotliński.
„Z informacji przekazanych mi przez mojego klienta wynika, że Kotliński zaproponował mu, aby ten wychodząc z zakładu karnego miał na sobie koszulkę i czapeczkę z logo tygodnika.
Piotrowski odmówił i na tym rozmowa się zakończyła” – powiedziała Nowakowska-Góra.
Kotliński twierdzi, że to, co mówi obrończyni Piotrowskiego, to „absolutna bzdura”.
Kotliński to były ksiądz. Po zrzuceniu sutanny założył rodzinę i opublikował książkę pt. „Byłem księdzem”, w której m.in. ujawniał tajemnice spowiedzi.
51-letni Grzegorz Piotrowski odsiedział 15 lat za udział w najgłośniejszej zbrodni aparatu władzy PRL lat 80. Był szefem swoistego „szwadronu śmierci”, który 19 października 1984 porwał ks. Popiełuszkę i jego kierowcę Waldemara Chrostowskiego.
Kierowcy udało się wyskoczyć z jadącego samochodu. Kapelana podziemnej „Solidarności” oficerowie SB pobili i wrzucili do bagażnika auta, a potem przywiązali mu do nóg worek z kamieniami, zakleili usta taśmą i wrzucili do zalewu pod Włocławkiem.