– Na moje biurko 6 grudnia trafiła notatka mówiąca, że w 1999 r. jeden z krakowskich prokuratorów miał rzekomo przyjąć korzyść majątkową. Natychmiast kazałem wszcząć śledztwo. Prokuratura krakowska nie mogła go prowadzić, gdyż sprawa dotyczy jednego z jej prokuratorów. Dlatego zajęła się nim prokuratura katowicka pod osobistym nadzorem Janusza Kaczmarka, prokuratora krajowego – powiedział wczoraj „Rz” Zbigniew Ziobro.
Jednak z ustaleń „Rz” wynika, że rzeczywisty nadzór nad tym śledztwem sprawuje zastępca dyrektora Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej w Prokuraturze Krajowej Bogusław Święczkowski. Cztery lata temu wsławił się nadzorowaniem śledztwa wymierzonego w dziennikarzy „Rz”. Chciał postawić ich przed sądem za rzekomy spisek przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości. Ziobro był wtedy wiceszefem resortu.
Nie udało nam się wczoraj skontaktować ze Święczkowskim. Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek nie chciał skomentować naszych informacji. – Faktycznie sprawuję nadzór nad tym śledztwem – powiedział tylko.
– Śledztwo dotyczy rzekomej korupcji nowo mianowanego przez Ziobrę szefa krakowskiej prokuratury okręgowej Wacława Wiechniaka. W dniu jego nominacji jeden z kolegów doniósł o rzekomej korupcji nowego szefa. Minister Ziobro uznał, że to prowokacja krakowskich prokuratorów, powiązanych z Wassermannem. Na jego polecenie śledztwo w tej sprawie wszczęła katowicka prokuratura. Tymczasem do dziennikarzy „Rz” dotarły niepokojące sygnały, że zamieniło się ono w polowanie na dziennikarzy i ich informatorów. Śledczy zamiast wyjaśniać okoliczności sprawy, zaczęli sprawdzać, który z krakowskich oskarżycieli rozmawiał z dziennikarzami o Wiechniaku. Według naszych informacji zamierzali nawet sprawdzić billingi telefonów prokuratorów, którzy wiedzieli o tej sprawie. – donosi „Rzeczpospolita”