Ale efekty reformy mogą okazać się znacznie mniej rewolucyjne, niż się wydaje na pierwszy rzut oka
Dyrektorzy ICANN, amerykańskiej instytucji nadzorującej światowy system domen (adresów internetowych), głosowali nad reformą podczas zakończonych wczoraj dorocznych obrad w Paryżu. I – jak napisaliśmy wczoraj – zapalili dla niej zielone światło. – To historyczny moment – ocenił szef Icann Paul Twomey.
– To będzie internetowy „wielki wybuch” – przewidują niektórzy komentatorzy cytowani w doniesieniach prasowych.
– Mam nadzieję, że ICANN się opamięta – nawołuje Marcin Majerek ze spółki Domeny.pl, jednej z firm zajmujących się rejestracją domen w Polsce.
ICANN opowiedziała się za radykalnym rozluźnieniem restrykcji w tworzeniu tzw. domen najwyższego poziomu – czyli domen typu .com lub .org (funkcjonalnych) oraz domen krajowych typu .pl (dla Polski) lub .uk (dla Wielkiej Brytanii). Obecnie istnieje tylko 21 funkcjonalnych domen najwyższego poziomu i ok. 240 domen krajowych. ICANN, instytucja dotąd konserwatywna w swej polityce (nie godziła się np. na erotyczne domeny .sex czy .xxx), chce, by w przyszłości końcówkę domeny mógł stanowić dowolny ciąg znaków. Dopuszczone zostaną też domeny z końcówkami w innym alfabecie niż łaciński – czyli np. w cyrylicy, alfabecie arabskim czy chińskim (czysto teoretycznie także z polskimi znakami, jeśli byliby chętni). Szczegóły mają być dyskutowane do początku 2009 r. przyszłego roku, ICANN zapowiada, że nowe reguły zaczną stopniowo wchodzić w drugim kwartale.
Teoretycznie może to oznaczać pojawienie się na rynku internetowym tysięcy domen z zupełnie nowymi końcówkami, zależnymi wyłącznie od kreatywności lub interesów biznesowych ich twórców. Przykłady? Nazwy miast (typu .berlin), nazwy koncernów i marki (.pepsi), nazwiska (.gates) czy wreszcie setki zwykłych słów (.sex, .bank, .sport itp.). Zdaniem entuzjastów na rynku domen internetowych zapanuje nareszcie wolność wyboru.
– Jest raczej poważne ryzyko ogromnego chaosu. Obecny system nie jest idealny ale jest uporządkowany. A efekty rynkowe i techniczne takiej reformy mogą zupełnie wymknąć się spod kontroli – uważa Marcin Majerek z Domeny.pl. Jego zdaniem nowy model grozi także zniszczeniem wtórnego rynku domen (czyli handlu domenami, które już zostały zarejestrowane i mają właściciela). Elitarne nazwy – dziś niejednokrotnie warte tysiące lub setki tysięcy dolarów – nagle stracą na atrakcyjności.
Komentatorzy podnoszą kwestię nieuniknionych konfliktów między firmami walczącymi o prawo do utworzenia i zarządzania taką samą domeną (która jest np. ich znakiem towarowym zarejestrowanym w różnym krajach) czy problem rejestrowania domen-wulgaryzmów. – Liczę na to, że teraz dyrektorzy ICANN usiądą z kalkulatorem i nad wszystkim się szczegółowo zastanowią – mówi Majerek.
– Spokojnie, nie będzie żadnego „wielkiego wybuchu”. A na pewno nie każdy będzie sobie nagle tworzył swoją domenę – chłodzi emocje Andrzej Bartosiewicz, dyrektor ds. domen w NASK, instytucji nadzorującej polski rynek domen. Dlaczego? Wnioski o zaakceptowanie domeny z nową końcówką w praktyce nadal będą mogły składać tylko konsorcja dostatecznie silne technicznie i ekonomicznie, by sfinansować aplikację do ICANN (koszt rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów), a następnie by sfinansować m.in. serwery niezbędne do „utrzymywania” domeny (koszt wielokrotnie większy). Według Bartosiewicza ICANN nadal będzie arbitralnie decydować, czy wniosek zaakceptuje. – Nie wierzę, że nagle zaczną powstawać np. domeny-nazwiska. ICANN będzie raczej rejestrować po kilka nowych domen rocznie. Zresztą będą to raczej domeny efemerydy, którym nie wróżę wielkiego znaczenia na rynku, z wyjątkiem nazw miast, które faktycznie mają sens – mówi dyrektor NASK. Jego zdaniem zdecydowanie najważniejsza z zapowiadanych zmian to dopuszczenie do domen innych alfabetów.
Także Daniel Kotyras z firmy NetArt (inny duży rejestrator domen) nie wróży nowym domenom biznesowych sukcesów. Podobnie jak inni sceptycy wskazuje, że wprowadzane już wcześniej nowe nazwy (np. .aero czy .travel) cieszą się niewielką popularnością. – Nie wystarczy stworzyć domenę, jeszcze ktoś musi nas pod tą domeną znaleźć i ją zapamiętać. Jest grupa domen prestiżowych – to jest np. domena .pl w Polsce czy .com na świecie. Każda firma chce je mieć, bo ludzie pod takimi końcówkami szukają adresów w sieci. I tak pewnie pozostanie – mówi Kotyras.
Więcej na http://www.gazeta.pl/
