O inicjatywie napisał w zeszłym tygodniu dziennik The New York Times. Autorem projektu ustawy jest demokratyczny deputowany do Zgromadzenia Stanowego stanu Nowy Jork, Richard L. Brodsky. Zdaniem zwolenników zaostrzenia reguł prawnych obecna praktyka śledzenia zachowań internautów i gromadzenia danych na ich temat – m.in. o odwiedzanych stronach, linkach, w które klikają, hasłach wpisywanych w wyszukiwarki itd – zaszła za daleko. Gromadzoną w ten sposób wiedzę koncerny internetowe wykorzystują przede wszystkim na potrzeby reklamy, w tym tzw. reklamy behawioralnej, która ma dopasować przekaz reklamowy do zainteresowań, zachowania i nawyków odbiorcy.
Internauci są obserwowani anonimowo, przy użyciu tzw. plików cookie – gromadzonych danych o ich zachowaniu w sieci nie łączy się (przynajmniej oficjalnie) z danymi osobowymi – nazwiskami, adresami itp. Według obrońców prawa do prywatności proceder ten zaczyna jednak przekraczać dopuszczalne granice, a ewentualne dopasowanie personaliów do zebranych danych zaowocowałoby potężnymi nadużyciami.
Postulowanie przez Brodsky’ego nowe przepisy mogą zostać przyjęte na wiosnę. Jeśli wejdą w życie, to użytkownicy internetu będą mieli prawo odmówić swej zgody na śledzenie i zapisywanie ich poczynań w sieci, a koncerny internetowe będą musiały się do takiej odmowy dostosować. Co ciekawe, jeśli firmom internetowym – a rzecz dotyczy m.in. takich koncernów jak Google, Yahoo!, Microsoft czy AOL – narzuci takie ograniczenia stan Nowy Jork, to niewykluczone, że ze względów technologicznych firmy będą musiały wprowadzić analogiczne obostrzenia w całych Stanach Zjednoczonych.
Jak takie przepisy wpłynęłyby na rynek? Komentatorzy cytowani przez NYT uważają, że byłyby dużym ciosem dla branży reklamy online, która traktuje reklamę behawioralną (możliwą niemal wyłącznie w internecie) jako swoją ogromną przewagę nad innymi mediami. Według zeszłorocznego raportu firmy badawczej eMarketer, w 2011 r. najwięksi wydawcy internetowi nawet połowę sprzedawanej reklamy online będą targetować behawioralnie. Ale są też opinie przeciwne. David Hallerman, analityk eMarketera, uważa, że taki mechanizm mógłby się okazać wręcz korzystny – ci internauci, którzy świadomie godziliby się na otrzymywanie reklamy behawioralnej, byliby szczególnie cennymi adresatami przekazów reklamowych. – Taka reklama stałaby się jeszcze bardziej efektywna – mówi Hallerman.
Więcej na http://www.gazeta.pl/