Restauracje często stosują bardzo subtelne strategie, które mają zachęcić nas, by zjeść i kupić więcej. Sprawdź, na które z tych sposobów, Ty dajesz się nabrać.
Magia słów
Winna jest tutaj nasza wyobraźnia, która pobudzona przez finezyjne opisy dań, skłania nas, by ich spróbować. Kwieciste opisy w menu, czasami wydają się być wręcz groteskowe, ale to dzięki nim, zwykłe danie wydaje się być wyjątkowe. W końcu wszystkim nam łatwiej przyjdzie wydanie pieniędzy na „złocistego dorsza w domowym sosie, podawanego z ekologicznym groszkiem” niż na „rybę z warzywami”.
Pokusa w zasięgu ręki
Im bliżej coś się znajduje, tym większe jest prawdopodobieństwo wystąpienia impulsu, który sprawi, że po to sięgniemy. Chodzi o te małe dodatki, które wybieramy czekając w kolejce w sklepie lub stojąc przy kasie. Nikt nie idzie do kawiarni po miętówki, ale skoro leżą na wyciągnięcie ręki, w dodatku w ładnym opakowaniu i promocyjnej cenie, szybko się na nie skusimy.
Duży wybór wzmaga apetyt
Coraz częściej restauracje proponują w menu różne wielkości jedzenia. Choć nowa, „duża” wersja dania, waży dokładnie tyle co dawna, regularna oferta, jej cena może wzrosnąć. Podobny pomysł wykorzystuje się przy sprzedaży napojów. Choć większość z nas, zadowoliłaby się małą lub średnią kawą, i tak wybieramy tę dużą. Kosztuje tylko 2 zł więcej, więc co z tego, że później nie dopijemy jej do końca.
Na co jeszcze uważać
Wydaje się, że jedyne udoskonalenie, jakie można wprowadzić do strategii restauracyjnego kuszenia, to czytanie w myślach klientów. W przyszłości, to rzeczywiście stanie się możliwe dzięki mobilnym aplikacjom, które dopasują do nas indywidualną ofertę. Pierwsze kroki w tym kierunku poczynił Starbucks, wysyłając do klientów maile, których przekaz opiera się na informacji z poprzednich zakupów.