wytoczonym stacji przez dziennikarza za zwolnienie go z pracy. Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył proces do 18 listopada; wtedy prawdopodobnie zapadnie wyrok.
Lisa zwolniono w lutym 2004 r. Według zarządu TVN, swymi działaniami w innych mediach doprowadził do kryzysu zaufania w relacjach z kierownictwem stacji. W styczniu Lisa odsunięto od prowadzenia Faktów do czasu wyjaśnienia spekulacji na temat jego udziału w wyborach prezydenckich, zapoczątkowanych publikacją Newsweeka. Tygodnik zamieścił sondaż o szansach w wyborach prezydenckich uwzględniający Lisa.
Sam Lis mówił wówczas, że prezydencki sondaż w Newsweeku był tylko pretekstem, żeby go zwolnić. Złożył pozew w sądzie pracy przeciw TVN, domagając się odszkodowania za wadliwe rozwiązanie umowy o pracę. Zapowiadał, że przeznaczy odszkodowanie na cele społeczne i edukacyjne.
W kwietniu 2004 r. sąd, bez postępowania dowodowego, uznał iż wypowiedzenie umowy było formalnie wadliwe i przyznał dziennikarzowi prawie ćwierć miliona zł. Po apelacji TVN sąd wyższej instancji uchylił w grudniu 2004 r. ten wyrok, uznając, że TVN była pozbawiona możliwości obrony swych praw. Sprawa wróciła do punktu wyjścia.
Zeznając jako świadek pozwanych Pieczyński powiedział, że przyczyną rozwiązania umowy z Lisem było naruszenie przez niego umowy, która zakazywała mu – bez wiedzy i zgody stacji – wystąpień publicznych. Pytany, o jakie wystąpienia chodzi, wskazał na działalność Lisa w radiu TOK FM, wydanie przez niego książki, publiczne spotkania z czytelnikami i publikację w Newsweeku. Pieczyński podkreślił, że Lis nigdy nie występował do niego o zgodę na te działania.
– Wiarygodność powiązana z bezstronnością, to największy kapitał dziennikarza informacyjnego – mówił Pieczyński, wówczas szef Faktów, dziś prezes TVN24. – Program informacyjny musi gwarantować widzom maksymalny obiektywizm, dlatego nie jest do zaakceptowania sytuacja, gdy dziennikarz, a zwłaszcza prezenter, jest znany ze swych sympatii czy antypatii politycznych – dodał. Wyjaśnił, że właśnie dlatego TVN chciała mieć „świadomość oraz możliwość wpływu na formę wystąpień publicznych swych dziennikarzy”.
Pieczyński ocenił, że Walter dążył do załagodzenia narastającego konfliktu. Stacja zrobiła wszystko, by zatrzymać Lisa, dopóki nie przekroczył „granicy prezydenckiej” – dodał. Oświadczył, że nie reagował na występy Lisa w Tok-FM, ale materiał Newsweeka stworzył „całkiem nową sytuację”.
Lis, który jest obecnie członkiem zarządu Polsatu, nie stawił się w sądzie. Z powodu choroby nie było też jego pełnomocnika, mimo to sąd prowadził czwartkową rozprawę.