Konkurs WLW, rozgłośni formatu „talk”, był promowany na antenie, stronie internetowej radia, a także w lokalnej prasie. Równie szokujące, jak sam pomysł były użyte w reklamówkach hasła.
„Nie musisz wysłuchiwać piosenki dnia… nie musisz dodzwonić się jako siódmy… po prostu padnij trupem jako setna ofiara strzelaniny w Cincinnati tego lata, a będziesz zwycięzcą” – brzmiał jeden z tekstów reklamujących radiową zabawę.
Aby wygrać należało zadzwonić do stacji tuż przed swoją śmiercią. Nagrodą była trumna z logo WLW. Równie ciekawy był regulamin konkursu. Zgodnie z nim przyczyną śmierci może być jedynie zastrzelenie, w które nie może być zamieszany nikt z najbliższego otoczenia i rodziny denata – to mogłoby się wydać podejrzaną próbą manipulacji wynikami zabawy. Nagrody nie dostałby także denat zastrzelony przez jakiegokolwiek pracownika kompanii radiowej Clear Channel Worldwide, bądź firm z nią bezpośrednio powiązanych.
W rzeczywistości jednak „Ostatni konkurs, w którym weźmiesz udział” miał być traktowany nie jako zabawa, a satyra na opłakaną sytuację w Cincinnati, gdzie przestępczość zaczyna wymykać się władzom spod kontroli. Od kwietnia zastrzelono w mieście 98 osób, głównie czarnoskórych. – Nie ma żadnego konkursu, to satyra na wydarzenia w mieście – powiedział manager stacji, Darryl Parks. Do ostatniego zabójstwa doszło w czwartek.
Nie wszystkim jednak spodobała się prowokacja. Burmistrz Cincinnati określił konkurs mianem „niesmacznego żartu”, równie oburzona była część mieszkańców. Znaleźli się jednak także zwolennicy.
Reklamówki „zabawy” zostały wycofane z anteny stacji, a także jej strony internetowej. Jak mówi Parks, stacja pokazała już „swoje stanowisko” w tej sprawie, w związku z tym zakończono emisję spotów.
Zdaniem przedstawicieli WLW, przeciwnicy konkursu powinni spojrzeć w niewesołe dane policji i wyciągnąć z nich wnioski. Według nich pretensje należy mieć jedynie do władz miasta i lokalnych przywódców religijnych.