Przykładem niech będą serwisy łączące fachowców z potencjalnymi klientami. Usługi, nazwijmy je drobnymi, okazują się dla bardzo wielu z nas krytycznie istotne. Osobiście, angażując się w działalność zawodową mało czasu poświęcam „niezbędnym remontom” czy też czynnościom domowym „ogólnorozwojowym” (czytaj – dom stoi w miejscu).
Serwis, o którym wspomniałem, dostarczający solidnej bazy speców z różnych specjalności byłby wspaniałym narzędziem rozwiązującym mój problem, problem mojej wybranki ze mną i problem specjalisty z pozyskaniem zlecenia. Wspaniała strategia Win-Win. Jednak, jak zwykle w takich przypadkach, nie ja pierwszy odkryłem ten promise land. Takich serwisów w polskim internecie jest sporo – pojawia się jedno „ale”. Otóż mało w nich, a nawet bardzo mało, tych poszukiwanych przeze mnie fachowców. Może nie widzą w nich swojej szansy? Może nie mają dostępu do sieci? Sam nie wiem.
Dlaczego tak się dzieje? Powód jest prozaiczny – strategia twórców tego typu serwisów była prosta. Stwórz narzędzie, a chętni się znajdą. Nic bardziej mylnego. To właśnie słabość sporej części lokalnych inicjatyw sieciowych. Nie potrafimy sobie najczęściej odpowiedzieć na pytanie „co dalej po starcie?”. Skąd pozyskać internautę? Skąd pozyskać wspomnianego „fachowca”? Jak zapewnić serwisowi bazę kontentową która spowoduje iż serwis osiągnie masę krytyczną by żyć własnym życiem oraz osiągnąć cele biznesowe założone przez twórców? To właśnie nad tym proponuję się skupić planując wejście w obszar Web2.0 i poświęcić kapitał na realizacje „marzenia” o WielkimBum. Wcześniej, zanim programista postawi pierwszą linię kodu, a grafik rozpocznie swój lot nad projektem, pomyślmy o tym „co dalej po starcie?”. Czasem warto do zespołu włączyć stratega lub firmę ze strategicznym doświadczeniem która pomoże odpowiedzieć na to arcytrudne pytanie.
Potem już tylko bajka… „naszej klasy” i jej niezliczonych zaspokojonych potrzeb :).