Nie oznacza to jednak, iż tylko „ogłupione istoty” oglądają telewizję i jej seriale.
– To, że na parkingu supermarketu ktoś się przeżegnał na widok aktora, który „umarł” we wczorajszym odcinku, wydaje się efektownym przykładem tego, że widzowie mylą rzeczywistość telewizyjną z prawdziwą. Ale to tylko wycinek prawdy – mówi socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, autor książki „Życie codzienne z telewizorem” Mateusz Halawa.
– To nie jest tak, że kobiety (i mężczyźni) oglądające opery mydlane to ogłupione istoty żyjące cudzym życiem. Na pewno telewizja wpływa na ich życie, ale subtelniej – dodaje. Młody naukowiec jest przekonany, że pod wpływem serialu telewidzowie mogą zacząć zastanawiać się nad własnym życiem, związkiem, problemami. Z telewizji można przejmować również różnego rodzaju wzorce zachowań – zarówno pozytywne, jak i negatywne. Zdarzają się sytuacje ekstremalne, gdy chłopiec wyskakuje z okna, bo uważa, że jest Batmanem. Jednak na co dzień i w większości przypadków telewizja działa o wiele bardziej subtelnie.
– To nieprawda, że ludzie oglądają seriale, żeby żyć w innej rzeczywistości, cudzym życiem. Szukają tam czegoś, co odpowiada ich emocjonalności – twierdzi Halawa, przytaczając przykłady „Klanu” i „Mody na sukces”. – Bo przecież, o ile można jeszcze pomylić z realnym światem rzeczywistość „Klanu”, to nie da się tego zrobić z mającą ogromną oglądalność „Modą na sukces”, której akcja toczy się wśród amerykańskiej klasy wyższej.
W rozmowie z Gazetą Wyborczą Halawa podkreśla, iż wpływ telewizji na życie widzów zmienia się wraz ze sposobem korzystania z niej i wraz ze zmianą jej oferty. – Coraz trudniej widza zaskoczyć, skupić jego uwagę. Ale nie sądzę, żeby ten wpływ się zmniejszył. Wiedzieliby o tym reklamodawcy, którzy wciąż wykupują czas w TV, i politycy, zmieniający prezesów Telewizji Polskiej.