W tej chwili naszym najważniejszym obowiązkiem jest uchronienie warsztatu. Zapewnienie kinematografii niezależności od doraźnej koniunktury – zarówno finansowej, jak i politycznej – oraz minimalnego choćby poziomu produkcji.
Mam nadzieję, że koledzy uświadomili już sobie, iż trzeba natychmiast zrobić to, co nie udało się przez 12 ostatnich lat: stworzyć nową ustawę, określającą, jak kinematografia ma być finansowana, zarządzana i kontrolowana.
Minister wyraźnie do tego dąży, parlamentarzystów też można chyba przekonać, że taki akt prawny jest konieczny. Najpierw jednak środowisko musi opracować tekst ustawy. Projektów jest kilka, w gruncie rzeczy różnią się jedynie szczegółami. Koledzy, którzy się ze sobą kłócą, powinni się spotkać i dokonać wysiłku, by uzgodnić wspólną wersję.
Jeśli z powodu braku jedności, efektywności i wyobraźni nie jesteśmy w stanie wywalczyć tego, by warsztat filmowy mógł funkcjonować, to robimy krzywdę nie tylko sobie, ale również następnemu pokoleniu.
Zmęczenie i depresję kolegów pogłębia to, iż kontakt z kolejnymi urzędnikami państwowymi jest w ostatnich latach niezwykle trudny. Takiej arogancji nie widziałam za komuny ani w krajach zachodnich. Ale nie możemy dopuścić, by kinematografia umarła. Zwłaszcza że jest dziedziną, którą stosunkowo łatwo uśmiercić, a bardzo trudno reanimować.
Ustawa nie załatwi oczywiście tego, czy będziemy mieli kino dobre czy złe. Ale ono nie może być ani dobre, ani złe, jeżeli nie istnieje.