Dark Mode Light Mode

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Obserwuj nas
Obserwuj nas
Internet - nowy wymiar polityki Think-a-Head 1215683426 Internet - nowy wymiar polityki Think-a-Head 1215683426

Internet – nowy wymiar polityki

W starożytnych Atenach wszyscy obywatele mogli uczestniczyć w polityce. Później przez długi czas było to niemożliwe, z wielu przyczyn.

Teraz dzięki internetowi szanse na zbudowanie prawdziwej „demokracji uczestniczącej” znacznie rosną.

Kiedyś grecka agora czy rzymskie forum, dziś internet jest platformą dyskusji i działalności politycznej. Sieć zaczyna odgrywać coraz większa rolę w polityce, chociaż wciąż jest tylko alternatywą dla tradycyjnych form jej uprawiania.

Zapraszamy Ciebie na konferencję

BEAUTY HEALTH
AI & DIGITAL TRENDS 2025

Marketingsummit.eu

22 MAJA 2025 | Hotel RENAISSANCE - WARSZAWA


II Edycja konferencji dla liderów branży beauty & health!

🔹 AI i nowe technologie – jak zmieniają reguły gry w marketingu beauty?
🔹 e-Commerce 3.0 – personalizacja, która naprawdę sprzedaje!
🔹 Nowe pokolenia, nowe wyzwania – jak mówić do Gen Z i Alpha, żeby słuchali?
🔹 TikTok i influencer marketing – od viralowych hitów do realnych konwersji!
🔹 ESG czy greenwashing? Jak tworzyć autentyczne strategie zrównoważonego rozwoju?
🔹 Jak stworzyć społeczność wokół marki i budować lojalność klientów w digitalu?
🔹 Retail przyszłości – co musi się zmienić, aby sprzedaż stacjonarna przetrwała?


📅 Program i prelegenci - Marketingsummit.eu
🎟️ Bilety - Marketingsummit.eu
🎤 Zostań prelegentem - Marketingsummit.eu

Reklama

Przede wszystkim medium to nadal nie jest naturalnym środowiskiem dla większości polityków. Wielu z nich – jak pokazał to wyraźnie Jarosław Kaczyński swoim stwierdzeniem o internautach – wciąż obawia się tej przestrzeni albo marginalizuje jej potencjał. W ramach jednej partii (w tym przypadku PiS) istnieć mogą jednak różne postawy wobec tego tematu – ilustruje to wyraźnie przykład marszałka Ludwika Dorna, który w kontekście wypowiedzi Kaczyńskiego nieco ironicznie przyznał: „Ja popijam i piwo, i wino, i mocniejsze alkohole. Do przeglądania internetu bardziej pasuje mi piwo”. Marginalizowany w partii Dorn aktywnie udziela się na swoim blogu, cytowanym przez główne tradycyjne media. Podobnie wielu zwolenników PiS aktywnie działa w internecie, uczestnicząc w wirtualnych dyskusjach, agitując, tworząc i rozsyłając materiały promujące partię.

Niektórzy internauci-wyborcy stali się prawdziwymi mikrocelebrytami. Są rozpoznawani w środowisku dyskutantów, w licznych dyskusjach pojawiają się odwołania do ich stwierdzeń i teorii. Postaci takie jak Galba (Galba.net), junkier, presentation1, palestrina, Jola z Dywit (Jolanta Janiszewska) często uznawane są za forumowe trolle, jednak nie sposób odmówić im zaangażowania politycznego. Nawet jeśli większość internautów biernie korzysta z treści politycznych udostępnianych w internecie, to na pewno istnieje spora grupa wyborców, traktujących internet jako naturalne pole konfrontacji politycznej. Są wśród nich także profesjonalni politycy – oprócz wymienionego już Ludwika Dorna, także choćby Ryszard Czarnecki, którego blog jeszcze kilka miesięcy temu był dla wielu redakcji cennym źródłem politycznych plotek.

Z zeszłorocznych badań SMG/KRC dla D-Link wynika, że 32 proc. Polaków chętnie skorzystałoby z elektronicznej, internetowej formy udziału w wyborach. Nawet jeśli to kwestia wielu lat, widać wyraźnie, jak w internecie wykształca się przestrzeń dyskusji politycznej. Na pewno nie bez wpływu są tu wzorce amerykańskie, o których mówi Michał Kolanko.

Dla polityków ważna może być więc nie tylko otwartość na wykorzystanie internetu w swoich akcjach wyborczych, ale także zmiana stylu komunikacji. Znany z tradycyjnych kampanii wyborczych wiec czy telewizyjna debata angażować mogą wyborców wyłącznie do biernego odbioru poglądów kandydata. Internet umożliwia interakcję, oferuje nowe kanały dotarcia, wpływa na język dyskusji politycznej. Czy doczekamy się kiedyś polskiego polityka, który swoją popularność zawdzięczać będzie przede wszystkim internetowej aktywności? Przykład Kononowicza nie jest może najlepszy, ale pokazuje, jak wielki wyborczy potencjał ma internet.


Rozmowa z ekspertem

Michał Kolanko, obserwator kampanii wyborczej w USA w rozmowie z redakcją Think-a-Head opisuje mechanizmy internetowej walki politycznej.

Think-a-Head: Czy rola mediów w wyścigu wyborczym o Biały Dom nie jest przeceniana? Na ile według Twoich obserwacji to, jak prezentują się kandydaci w internecie może wpłynąć na to, czy zostaną wybrani czy nie?

Internet jest czymś znacznie więcej niż tylko miejscem prezentacji. To raczej miejsce, gdzie użytkownicy współtworzą wizerunek kandydata, zarówno w sensie negatywnym, jak i pozytywnym. Wystarczy przejrzeć YouTube, by się o tym przekonać. Liczba amatorskich klipów promujących lub potępiających polityków jest olbrzymia. Często najlepsze z nich są emitowane w TV. Tak było np. z przeróbką filmu „Rocky”, w którym twarz głównego bohatera została zastąpiona twarzą Baracka Obamy, a całość filmu została zmiksowana w kilkuminutową, dynamiczną całość. Nowe media i media tradycyjne znajdują się w sprzężeniu zwrotnym. Najciekawsze fragmenty z programów publicystycznych, przemówień, debat trafiają na YouTube, blogi, są komentowane i miksowane, a później, tak jak było to w przypadku wspomnianego wyżej filmiku, są „łapane” przez TV. Dlatego kandydaci muszą dbać nie tylko o tradycyjną stronę swojej medialnej prezentacji, debaty i tak dalej, ale także o warstwę internetową. W tym momencie mogę stwierdzić z całą pewnością, że internet wpływa na to, co i jak mówi się w TV i prasie i na odwrót. Innymi słowy: nowe media współtworzą narrację polityczną. To coś nowego.

Ale czy można udowodnić, że silna obecność w internecie przekłada się na wyborczy sukces?

Tak, ale obecność rozumiana inaczej niż tylko jako dobra strona internetowa czy nawet dobry, często aktualizowany kanał YouTube. W tym momencie obecność w internecie to coś znacznie więcej. Przykład to zbieranie funduszy – kampania Obamy w znacznej części jest finansowana przez zwykłych ludzi, którzy co miesiąc wysyłają np. 100 czy nawet 50 dolarów na jego kampanię. W ten sposób, przy 1,5 mln osób, które dokonały i dokonują wpłat, Obama zbiera 40-50 mln dolarów miesięcznie. Dzięki temu nawiązał walkę z Hillary, która korzystała głównie z tradycyjnych metod zbierania pieniędzy. Budując markę, Obama zachęcił ludzi do wspierania jego kampanii – i to się opłaciło.

Jak w kontekście poziomu zaangażowania w internet amerykańskich polityków można odnieść się do polskich doświadczeń? Czy polscy politycy odkryli w końcu, ze w internecie też mogą znaleźć wyborców?

Myślę, że odpowiadając na to pytanie trzeba wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Po pierwsze, system polityczny w USA zdecydowanie różni się od naszego – u nas nie ma prawyborów, inne są zasady finansowania partii politycznych itd. To determinuje kształt relacji polityków z internetem. Po drugie, statystyki pokazują, że w Polsce internet nie jest jeszcze tak popularny jak w USA, pod względem jego wykorzystania jako źródła informacji. To także ma wpływ na to, czy doceniają go politycy. Niemniej jednak podczas ostatniej kampanii wyborczej 2007 mogliśmy zaobserwować kilka ciekawych rzeczy. Internet był wykorzystywany jako metoda zachęcania młodych ludzi do głosowania, pojawiło się wiele ciekawych „wirusowych” klipów o charakterze politycznym, coraz większe znacznie miały blogi jako alternatywa dla prasy. Jednak partie polityczne jako takie korzystały z internetu w sposób tradycyjny, tzn. statyczny, prezentując swoje programy i swoich kandydatów, bez wykorzystania na dużą skalę elementów Web 2.0. Ale mimo wszystko jestem optymistą.

Widać było też kilka inicjatyw marketingu szeptanego – pojawiły się jakieś wirusowe materiały, avatary polityków w serwisach społecznościowych, blogi – na ile jednak była to aktywność polityków i ich sztabów, a na ile jakaś obywatelska aktywność samych wyborców?

Moim zdaniem oddolnych inicjatyw z prawdziwego zdarzenia było do tej pory bardzo mało. W USA niesamowitą karierę robi tzw. „graassroots organizing”, tj. zachęcanie zwolenników do samo-organizacji, roznoszenia reklam i materiałów, agitacji itd. na rzecz kandydata, właśnie poprzez internet i sieci społecznościowe. W ostatniej kampanii wyborczej nie zaobserwowaliśmy niczego takiego. Dominowały zarządzane centralnie kampanie, z rozszerzonym programem marketingu internetowego – ale wciąż zarządzane „od góry”.

No dobrze, ale z drugiej strony mieliśmy ogromną aktywność internautów, którzy rozsyłali sobie filmiki, dyskutowali na forach. To też jest aktywność polityczna.

Owszem, ale aktywność wyrażająca się głównie w dyskusji, nie rzeczywistym, pozainternetowym działaniu. Ale, jak powiedziałem, jestem optymistą – i sądzę, że w przyszłości internet w polskiej polityce będzie czymś znacznie więcej, niż tylko gigantycznym forum dyskusyjnym. To następny, myślę że dość naturalny krok. Faktem jest, że internet został zauważony przez polityków, chociaż nawet na płaszczyźnie czysto medialnej do statusu TV czy prasy sporo mu jeszcze brakuje. W USA sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Jakiś czas temu Jarosław Kaczyński porównał internautów do osób pijących piwo przy komputerze i oglądających pornografię. Czy takie radykalne opinie o internecie pojawiają się w amerykańskim dyskursie wyborczym?

Radykalizm opinii o internecie pojawia się raczej w innym kontekście. Otóż demokratyczna blogosfera jest w tym momencie znacznie, znacznie silniejsza niż republikańska. Dlatego też często można spotkać się z radykalnymi opiniami dotyczącymi niektórych blogerów czy też niektórych grup internetowych w konserwatywnej telewizji Fox News czy też w konserwatywnych stacjach radiowych. Tam lewicowy bloger jest wręcz przysłowiowy, to synonim skrajności i braku patriotyzmu itd. Jednak są to opinie wyrażane na płaszczyźnie czysto politycznej, światopoglądowej.

U nas chyba też jest taki mit, mit mówiący, że internauci aktywnie działający na polu wyborczej agitacji w sieci to zwolennicy PO. A tymczasem elektorat PIS – czy szerzej – elektorat prawicowy – jest tam też obecny.

Myślę, że temperatura dyskusji na forach dyskusyjnych o polityce świadczy o tym, że bardzo trudno stwierdzić, że zwolenników danej partii jest więcej lub mniej. Natomiast można chyba zaryzykować twierdzenie, że – biorąc pod uwagę tylko kryterium ilościowe – więcej jest blogów prawicowych, niż lewicowych. Wystarczy analiza strony głównej platformy Salon24, by dojść do takiego wniosku. Z drugiej strony – jest Azrael, jest wielu innych autorów, którzy nie identyfikują się z prawicą.

Opublikowany niedawno raport Pew Internet „The internet and the 2008 Election” udowadnia, że Amerykanie patrzą na internet w kontekście politycznej, obywatelskiej aktywności. Czerpią z niego wiedzę o programach i kandydatach, ale też prowadzą dyskusje, komentują i agitują. Powoli, ale jednak zwiększa się to zaangażowanie. Jak będzie w kolejnych wyborach?

W raporcie tym kluczowe są trzy wskaźniki. Po pierwsze, 35 proc. Amerykanów używa internetu do oglądania klipów wideo dotyczących polityki – trzykrotny wzrost w porównaniu z rokiem 2004. Po drugie, 6 proc. respondentów dokonało dotacji na rzecz któregoś z kandydatów (i kandydatki) – również trzykrotny wzrost w porównaniu z 2004 r. Po trzecie, aż 39 proc. osób używa internetu do przeglądania „niefiltrowanych” materiałów politycznych – przemówień, debat, dokumentów programowych. Sądzę, że trendy wzrostowe się utrzymają, a liczba osób bezpośrednio zapoznająca się z materiałami o charakterze politycznym – bez pośrednictwa filtrów w postaci dziennikarzy także będzie rosła. Będzie to oznaczało, że politycy mogą już zacząć przyzwyczajać się do myśli, że jeśli nie będą prowadzić dobrej, wielowarstwowej kampanii w internecie, opartej na budowaniu sieci osób zaangażowanych i finansowanej w dużej mierze na małych datkach zbieranych przez sieć, to nie będą mieli szansy na zwycięstwo. Internet wymusi także – już teraz wymusza – niezwykłą dyscyplinę. Wszelkie pomyłki, gafy czy nawet kłamstwa są i będą wychwytywane, zapisywane, miksowane i zapisywane.

Michał Kolanko jest autorem bloga o relacjach między mediami, polityką i technologią www.spinroom.pl.

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Add a comment Add a comment

Dodaj komentarz

Previous Post
Rzeczyrozne.pl wspiera chorych na autyzm ACR 1215687983

Rzeczyrozne.pl wspiera chorych na autyzm

Next Post
Róże na urodziny Gali Gala 1215683270

Róże na urodziny Gali





Reklama