Jak powiedział Zakrzewski, w wydzielonym miejscu jadł obiad z resztą ekipy. W pewnym momencie zauważyli, że kilku ochroniarzy prowadzi młodego mężczyznę. Wprowadzono go do białego namiotu. – Część namiotu uchyliła się i zobaczyliśmy jak ochroniarze biją chłopaka. Uderzali go pałką i kopali po całym ciele – opowiadał Zakrzewski.
Dodał, że wysłał operatora po kamerę i policję a sam pobiegł do namiotu. Wtedy jeden z ochroniarzy uderzył go. – Otrzymałem cios w klatkę piersiową. Aż się wywróciłem – mówił Zakrzewski. – Przybyłym na miejsce policjantom chłopak przyznał, że został pobity – zaznaczył dziennikarz.
Tymczasem rzecznik lubuskiej policji powiedział, że funkcjonariusze nie otrzymali zgłoszenia o pobiciu przez ochroniarzy imprezy.
Później do ekipy TVN 24 podbiegł Jurek Owsiak. – Zerwał nam akredytacje i powiedział, że złamaliśmy regulamin – powiedział producent TVN 24. Dodał, że Owsiak nie reagował na żadne próby porozumienia. – W końcu krzyknął do nas: „to mój teren. Ja tu rządzę” – przyznał producent.
Następnie ze sceny Owsiak krzyknął do prawie 400 tys. tłumu, że TVN złamał regulamin i jest tu „niepożądany”. Po tym oświadczeniu do samochodów ekipy TVN 24 podbiegali młodzi ludzie i wulgarnie wyzywali stojące tam osoby.
Bogdan Waszkiewicz, jeden z głównych organizatorów „Przystanku Woodstock” w rozmowie z PAP zaprzeczył całej relacji dziennikarza.
– Jesteśmy zaszokowani całą sytuacją. Ochroniarze zareagowali na niebezpieczną sytuację, wyciągnęli z tłumu podejrzanego człowieka. Później na policji okazało się, że miał przy sobie dwa bagnety. Tymczasem zachowanie dziennikarza TVN 24 było bardzo dziwne. Mężczyzna był agresywny – mówił Waszkiewicz.
Na pytanie dlaczego dziennikarz został uderzony przez ochroniarza, Waszkiewicz powiedział: – To bzdura. – On może teraz mówić, że bomba na niego spadła. Ochroniarze zareagowali właściwie – tłumaczył.
Waszkiewicz dodał jeszcze, że nie chce niczego sugerować, ale dziennikarz „zachowywał się tak jakby był pod wpływem środków pobudzających”. Wcześniej kilka osób z Pokojowego Patrolu powiedziało dziennikarce PAP, że nie może wejść na teren za sceną bo „dziennikarz TVN 24 upił się i wszczął awanturę”.
Tymczasem Artur Zakrzewski na Komendzie Powiatowej Policji w Żarach odbył badanie alkomantem, który wykazał zero alkoholu.
Nowe, rewolucyjne i jednocześnie niezwykle restrykcyjne zasady pracy dziennikarzy wprowadziła w tym roku Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy podczas trwającego właśnie dziewiątego festiwalu Woodstock w lubuskich Żarach. Reguluje je specjalny dokument pt. „Regulamin pracy dziennikarza” – pisze tymczasem „Rzeczpospolita”.
Już w pierwszym punkcie dziennikarze dowiadują się, że „bezwzględnym warunkiem wykonywania pracy dziennikarskiej na festiwalu jest uzyskanie akredytacji na piśmie od organizatora festiwalu”. Drugi punkt wyjaśnia, co grozi dziennikarzowi, gdy o akredytację nie wystąpi: „Dziennikarz, który wykonywać będzie swoją pracę bez zgłoszenia w biurze festiwalu i bez uzyskania akredytacji, traktowany będzie jako intruz zakłócający porządek na festiwalu”.
Co to oznacza w praktyce? Wszyscy dziennikarze, którzy chcą zbierać materiały bez zgłaszania się do organizatorów, mogą zostać wyrzuceni z pola przez jednego z 1100 członków Pokojowych Patroli.
W ocenie „Rz”, regulamin ma szansę stać się hitem sezonu dziennikarzy. „Nie trzeba chyba wspominać, że jest rewolucją w branży medialnej, łamie większość, z konstytucją na czele. Jak bowiem stanowi prawo, na imprezie ogólnodostępnej, jaką jest festiwal w Żarach, nie może być tego typu ograniczeń. Może je wprowadzić tylko ustawa.