Tak było zawsze. Świadomość jednak, że 10% zdjęć zrobionych w ogóle przez ludzkość miała miejsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy, w połączeniu z wiedzą o konsumencie, który digitalny tlen informacji konsumuje niemal w takim samym stopniu jak zwykłe powietrze, a swoje przemyślenia i doświadczenia „wydycha” w czasie rzeczywistym na różnych platformach, daje do myślenia.
Dzieje się, oj dzieje
Platforma społecznościowa Pinterest, która jest swego rodzaju agregatorem treści wizualnych, w marcu tego roku odnotowała dziennie średnio 4 milony unikalnych wizyt (w styczniu tego samego roku liczba ta była o połowę mniejsza). Aż 70% wszystkich aktywności na Facebook’u rozgrywa się wokół contentu wizualnego. Co sekundę przybywa tam ok. 3000 zdjęć, a na Instagramie średnio 5 milionów dziennie. Pojawienie się „cover photo”, zwiększenie rozmiaru elementów wizualnych na platformie Zuckerberga. W połowie zeszłego roku nawet mocno zorientowany na tekst Twitter dał użytkownikom możliwość dodawania zdjęć. O co chodzi?
„Bo ja lubię się dzielić”
Zmiany social media? Moim zdaniem zbyt płytkie ujecie, tego, co się dzieje. Określiłabym to raczej jako wizualną rewolucję, której katalizatorem są media społecznościowe i technologia, a konkretnie urządzenia mobilne.
Według Mobile Marketing Association of Asia na świecie więcej ludzi jest w posiadaniu telefonów komórkowych niż szczoteczek do zębów, a z konfrontacji danych ONZ i Apple wynika, że na świecie w ciągu sekundy sprzedaje się więcej iPhone’ów niż rodzi się dzieci. Ta powszechność telefonów sprawiła, że zrobienie zdjęcia czy nakręcenie filmu, a co ważniejsze podzielenie się swoim dziełem w czasie rzeczywistym z innymi, nigdy nie było takie proste. W kontekście popularności Instagramu można by dodać, że również przeobrażenie amatorskiego zdjęcia w profesjonalną fotografię i dodanie jej nutki artystycznego efektu „wow” nie było nigdy takie proste i dostępne dla każdego. To z kolei zwiększa potencjał podzielenia się zdjęciami z innymi. Ale jakie to ma znaczenie?
Czas na adaptację
Ano ma. Zmienia się nie tylko komunikacja, ale także sposób konsumowania treści przez nowych konsumentów. Komunikacja tekstowa w erze pisma obrazkowego nie angażuje konsumenta w takim stopniu, jak kiedyś. Nasz „zabiegany” współczesny konsument wybiera rozwiązania, które pozwalają mu zaoszczędzić czas, skonsumować większą liczbę informacji w krótszym czasie. On nie czyta, lecz skanuje treści.
Tym m.in. można tłumaczyć wzrost popularności platform społecznościowych o naturze wizualnej. Tym można też uzasadnić dość masowy ostatnio trend tłumaczenia „dokumentów” na język infografik (choć czasem mam wrażenie, że to sztuka dla sztuki, aby tylko oko ucieszyć). Zmienia się design stron internetowych. Mało tego, niektóre marki rezygnują ze standardowego przedstawiania produktów na stronie na rzecz wideo ze storytellingiem (przykład: szczegóły produktu marki odzieżowej wyświetlane są w filmie wideo po najechaniu na bohaterów mających na sobie ubrania marki). Branża e-commerce powiększa zdjęcia produktów, i nie tylko po to, aby wprawić konsumenta w „nastrój kupowania” (wg. raportu National Retail Federation jakość wykonanego zdjęcia jest dla konsumentów kupujących w sieci ważniejsza niż szczegółowy opis produktu czy opinie i recenzje innych osób).
Potrzeba wizualnej strategii marketingowej
Uwzględnienie zmian zachodzących w konsumpcji treści jest kluczowe w kontekście przygotowywania działań marketingowych dla marki. Dlaczego? Wizualna konwersacja przekłada się nie tylko na zwiększenie zapamiętywalności czy zrozumienie. Dobrze zaplanowany marketing „obrazka” zwiększa zaangażowanie. Zaangażowanie wspiera chęć dzielenia się wartościowym contentem z innymi. A to z kolei pozwala nam dotrzeć do nowych konsumentów. To wszystko jest też nie bez znaczenia w kontekście SEO i całej koncepcji inbound marketingu.
Dopasuj się albo zgiń – można by rzec. Świat digital, mimo setek tajfunów informacji, które się przez niego przetaczają, daje dzisiaj niesamowite możliwości zakotwiczenia się wizualnie w umysłach konsumentów. W erze obrazka nie wystarczy się jednak tylko ładnie uśmiechnąć. Trzeba nauczyć się opowiadać historię. Nie tylko taką, która wywrze wrażenie na słuchaczach, pokaże osobowość marki, ale na bazie której odbiorcy stworzą własną historię, którą podzielą się z innymi. Jeff Bezos, założyciel Amazonu, powiedział, że marka dzisiaj to to, co ludzie mówią o Tobie, kiedy nie jesteś w pokoju. Czy aby mają o czym mówić? Czy mają co „podać” dalej? Czy gdyby wyciągnęli swój „aparat” z kieszeni i zrobili Ci zdjęcie, nie pojawiłaby się tam jedna wielka czarna plama?
Anna Dymkowska, strategic planner, OS3 multimedia
