– Rozumiem, że wybrano nie osobę, ale program trudny, wymagający poważnych działań – mówi Andrzej Urbański. Zapowiada, że będzie kierował się swoim hasłem: „Tyle misji, ile oglądalności”.
Urbański wierzy, że dobrze realizowane programy będą się cieszyły największą popularnością. – Założenie jest proste. Od 6 rano mamy wałczyć z konkurencją – wyjaśnia prezes.
– Czas zerwać ze stereotypami, które mówią, że telewizja publiczna ma przegrywać swoją walkę o widza z telewizjami komercyjnymi z tego powodu, że ma produkować programy misyjne – mówi Andrzej Urbański.
Rada nadzorcza Telewizji Polskiej wybrała Urbańskiego siedmioma głosami „za” przy jednym, który został uznany nieważnym. – Przedstawił bardzo dobrze przygotowany program – tłumaczy Janina Goss, szefowa RN. Zarówno członkowie rady, jak i sam Urbański nie zdradzają szczegółów.
Andrzej Urbański od końca lutego pełnił obowiązki prezesa Telewizji Polskiej. Do konkursu o fotel szefa telewizji, prócz niego, ubiegali się także Andrzej Szmak i Dariusz Zawiślak (pozostali kandydaci nie spełnili wymogów formalnych). Urbański na stanowisku prezesa zastąpił Bronisława Wildsteina.
Piotr Stasiński, zastępca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej, nie jest zaskoczony wyborem Urbańskiego. Przyznaje, że był on faworytem. – Jest wiernym sojusznikiem politycznym braci Kaczyńskich i tego nie ukrywa. Koalicja rządząca ma całkowitą władzę nad mediami publicznymi, na co już nie trzeba kolejnych dowodów – przypomina.
– Szybko się okaże, czy Urbański ozdobi tylko TVP pozorami niezależności i pluralizmu, czy może jednak zrobi coś więcej. Ale wtedy pewnie będzie musiał odejść. Prezesura TVP po prostu zależy u nas od widzimisię i interesów władzy – mówi nam Stasiński.
Stasiński uważa, że testem dla Urbańskiego będzie, czy i jak ewentualnie zmieni takie programy jak „Misja specjalna”. – Są to pod względem profesjonalnym i etycznym programy kompromitujące dla telewizji publicznej – przypomina dziennikarz.
Wojciech Maziarski, zastępca redaktora naczelnego Newsweeka, nie jest zaskoczony wyborem Urbańskiego. – Byłbym zaskoczony, gdyby Urbański nie został wybrany – przyznaje.
– Standardy, które przyjęła rządząca koalicja, oznaczają ostateczny kres nadziei na publiczną telewizję w Polsce. Mamy telewizję rządową. Chciałbym mieć nadzieję (choć nadzieja to matka głupich i naiwnych), że po następnych wyborach kolejni zwycięzcy zgodzą się na gruntowną reformę i odpolitycznienie mediów publicznych – tłumaczy nam Maziarski.