Daniel Adamski, gdy przekazywał słuchaczom Radia Zet o godzinie 18 pierwsze informacje o zawaleniu się hali targowej, właśnie kończył dyżur. Kilka minut po powrocie do domu odebrał telefon od Kamili Ceran, szefowej informacji Radia Zet. Zapytany czy może wrócić do radia odpowiedział: – Jasne. – W takich sytuacjach nie ma innej odpowiedzi – tłumaczy nam.
– Na miejscu stała się tragedia, panował chaos informacyjny, dziennikarze nie byli dopuszczani bezpośrednio do hali – wyjaśnia nam Adamski. – W zdobywaniu informacji panowała absolutna partyzantka, czemu zresztą trudno się dziwić. Trwała akcja ratunkowa i to było najważniejsze – dodaje.
O pierwszych informacjach z Katowic poinformowała o 18 na antenie RMF FM Małgorzata Świtała. Dziennikarka przyznaje, że od tego momentu nie pamięta nic oprócz zmieniających się liczb, najnowszych doniesień, głosów ludzi, którzy wołali spod gruzów o pomoc.
– Najważniejsze były fakty z Katowic, ja byłam tylko posłańcem niestety złych wiadomości. Przerażające doniesienia o ludzkiej tragedii. To zapamiętam – mówi nam Świtała. – W takich chwilach, kiedy przez wiele godzin siedzisz w studiu i opowiadasz o tym, co się dzieje – nikt chyba nie myśli o sobie. Ja w każdym razie nie myślałam – wyjaśnia nam.
Anna Kalczyńska, prezenterka TVN24, kiedy dowiedziała się o tragedii wiedziała już, że stacja będzie śledzić akcję ratowniczą przez całą noc. Jej dyżur rozpoczął się o godzinie 23.30 i skończył o 7. – Program układaliśmy na bieżąco, z początku nie wstawałam od stołu prezenterskiego przez 4 godziny – tłumaczy nam.
– Czas płynął bardzo szybko, ale zdawałam sobie sprawę, że tam, na miejscu ludziom, którzy czekają na pomoc czas oczekiwania na ratunek wydaje się wiecznością – mówi nam Kalczyńska. – Wzruszające było patrzenie na zdjęcia z miejsca akcji – tyle poświęcenia, solidarności, pracy bez wytchnienia. Dawno ludzie nie byli sobie tak bliscy – dodaje dziennikarka TVN24.
Przeczytaj również: Media w obliczu tragedii