Choć rok 2010 przyniósł pewną nadzieję na stabilizację i rozwój branży, dzisiejsza sytuacja jest już mniej optymistyczna, szczególnie w kontekście najnowszych wydarzeń w Grecji i kryzysu europejskiego systemu monetarnego. Jak oddziałuje to na branżę komunikacyjną i czy zmienia jej rolę?
Rola branży komunikacji nie zmieniła się, choć, jak zawsze wraz z okolicznościami zmieniają się komunikaty. Jeżeli chodzi o oddziaływanie na branżę, to oczywiście zmniejszenie środków w systemie nie jest dobre dla branży, choć byłoby błędem zakładać, że oddziałuje to jednakowo na całą gospodarkę. Ograniczenie wydatków konsumenckich ma ewidentnie negatywny wpływ na PR konsumencki, lecz kryzysy zawsze generują więcej zleceń w komunikacji korporacyjnej. Gdy rządy starają się wyjść z problemów, wszyscy w segmencie Public Affairs mają się dobrze.
Jak ocenia pan komunikowanie się biznesu, polityków i administracji z opinią publiczną w obecnym kryzysie? Czy z powodzeniem bronią swojej reputacji i wiarygodności?
To także zależy od kraju. Na przykład przywódcy Grecji niewiele mogą zrobić by uspokoić opinię publiczną za pomocą komunikacji. Skuteczność nawet dobrej komunikacji jest ograniczona. Również polityczni przywódcy Włoch wydają się sami sobie szkodzić. Wyzwanie, przed którym stają inni liderzy polega na tym, że opinia publiczna domaga się pewności i rozwiązań, i to szybko. Myślę, że europejskie rządy nieźle poradziły sobie ze sprzedaniem hasła o potrzebie oszczędności, a także (dla audytoriów w strefie Euro) komunikatu o tym, że należy utrzymać Euro. Są to zdroworozsądkowe komunikaty, które zawsze najłatwiej przekazywać.
Co doradziłby pan europejskim liderom w dziedzinie komunikacji?
Najważniejsze są uczciwość i konsekwencja.
Czy branża PR w Europie zmieniła się przez ostatnie kilka miesięcy?
Nie sądzę, a przynajmniej nie w zakresie oferty ani preferencji klientów. W gospodarczo trudnych czasach obserwuje się migracje klientów w stronę jakości i stabilności. Mniejsze, butikowe agencje radzą sobie gorzej ponieważ nie mają odpowiednich osiągnięć i infrastruktury. Większe, solidniejsze agencje radzą sobie lepiej ponieważ zapewniają klientom komfort i tą drogą zwiększają swój udział w rynku.
Jak pan wie, rynek Public Affairs w Polsce jest bardzo specyficzny. Lobbing jest prawnie ograniczony, a politycy i decydenci boją się współpracować i dzielić informacjami. Co doradziłby pan Polsce w sprawie budowania profesjonalnego i przejrzystego środowiska PA?
Wszyscy interesariusze w społeczeństwie mają prawo promować swoje sprawy i kierować swoje opinie do rządu. Public Affairs ten proces umożliwia. Stworzenie właściwego środowiska PA wymaga dwóch kluczowych elementów: odmitologizowania dziedziny i przyjęcia jasnych standardów. Pierwsza aspekt wymaga zapoznania ludzi z realiami procesu Public Affairs. Trzeba pomóc organizacjom zrozumieć procesy legislacyjne, nauczyć je przygotowywania swoich spraw i spotykania się z odpowiednimi ludźmi w sposób przejrzysty i jawny, oraz przekonać, że nie chodzi o tajne spotkania i koperty przekazywane pod stołem. Drugi aspekt to odpowiedzialność praktyków PA za samokontrolę. Obejmuje to wykluczanie ze swego grona ewentualnych „czarnych owiec” i przeprowadzanie tego w sposób widoczny.
Jak zmienił się wizerunek Polski w ostatnich latach? Czy nadal kojarzeni jesteśmy w Brukseli z hydraulikami i sprzątaczkami? Co wpływa na odbiór Polski w Europie?
Problem „polskiego hydraulika” był przejściowy i jak wiele tego typu spraw jest już nieaktualny. Częściowo wynika to z tego, że problemy gospodarcze w Europie skupiły uwagę większości Europejczyków na innych, pilniejszych sprawach; częściowo dlatego, że Polska staje się ogólnie coraz ważniejszym graczem w UE, a częściowo również dlatego że ta sama mobilność, która sprowadziła Polaków do innych części Europy gdy były tam pieniądze, teraz umożliwia im powrót do domu, gdy warunki się zmieniły.
rozmawiał Bartosz Skwiercz
Nick Andrews będzie jednym z gości PR Forum 2011
