Dark Mode Light Mode

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Obserwuj nas
Obserwuj nas
W życiu dostaje czego chce i 7789 big W życiu dostaje czego chce i 7789 big

W życiu dostaje czego chce

Od lat staje na najwyższym podium. Żyje w biegu i nie znosi bezczynności. Jest bardzo szczęśliwa, ale zdaje sobie sprawę, że nikt nie ma monopolu na wygrywanie. Z Dorotą Staszewską rozmawia Magdalena Łyczko.

Boisz się czegoś?
Tak zwłaszcza w Warszawie, że ukradną mi samochód (śmiech). Lęków typu „dziś nie dam rady” nie miewam. Wiem jedno, jeśli zorganizuję sobie czas i będę zdyscyplinowana, wszystko będzie ok. Przestać trenować jest bardzo łatwo. Jeśli nie mam na to ochoty, zwłaszcza zimą, myślę o tym, jak będę się czuła w kwietniu, czy maju, gdy wejdę do wody. Wtedy od razu znajduję motywację by pływać, biegać i chodzić na siłownie.


Czy egoizm jest wadą windsurfingowców? Zarówno W. Brzozowski jak i Ty, w wielu wywiadach podajecie te cechę, jako swoją wadę…
Myślę, że nie jestem egoistką, bo ostatnio odkryłam, że pomoc innym sprawia mi radość. Mam chyba inne wady… Żyję w swoim świecie, czasem do bólu bywam zimna i nie zawsze zdaję sobie z tego sprawę. Moja przyjaciółka zwraca mi uwagę, że jestem niewzruszona. Chyba za bardzo pochłaniają mnie moje sprawy.


Masz kompleksy?
Tak, gdy nie potrafię zrobić czegoś dobrze, na przykład chciałabym lepiej grać w tenisa. Jeśli chodzi o typowo babskie kompleksy, chciałabym być niższa i szczuplejsza. Lubię swoje ciało i we własnej skórze czuję się wyśmienicie, jednak jak każda kobieta chciałabym zawsze wyglądać perfekt.


W swoim internetowym dzienniku napisałaś: „życzę sobie by moje życie nie przestało mnie zaskakiwać i żebym pamiętała, że czasem trzeba znaleźć czas by pożyć” Co zaskakuje Cię w życiu i co to znaczy pożyć?
Uwielbiam gdy zaskakują mnie ludzie, jak dużo się dzieje i odkrywam coś nowego. Ale czasami to mnie przytłacza. Jestem uzależniona od szalonego tempa życia. Pożyć to znaczy, pomarnować trochę czasu. Mam nadzieję, że gdy założę rodzinę, wtedy pożyję. Choć podobno wtedy nie ma się czasu na nic innego. To chyba syndrom współczesnego człowieka, który z jednej strony żyje na wysokich obrotach i nie potrafi żyć inaczej, a z drugiej marzy o sielance i spokoju.

Wolny czas to…
Nie mam go wiele, ale gdy jest, dzwoni do mnie przyjaciółka i mówi: Dorota! Wychodzimy. Masz być tu i tu, o tej godzinie, i odkłada słuchawkę. Bardzo lubię kino i teatr, rodzinne spotkania i oczywiście imprezy.


Czy wygrywanie uzależnia?
Na pewno daje ogromną radość, ale nie cieszy jak za pierwszym razem. Nie ma już wielkiej euforii. Teraz towarzyszy mi uczucie, że wszystko poszło zgodnie z planem. Kibice podchodzą do tego w podobny sposób. Jak wygrywam jest ok., i nikogo to nie dziwi. Przegrany wyścig, to dla nich wielki zawód. Porażka daje mi kopa, wtedy najbardziej czuję moje uzależnienie od wygrywania. Jestem na siebie zła, ale doceniam zawodniczkę, która mnie pokonała, bo wiem, że wygrać ze mną, wcale nie jest łatwo.


Czujesz presję ze strony kibiców?
Ogromną. Mam wrażenie, że ludzie dopiero zorientowali się, że jestem kilkukrotną Mistrzynią Świata. Spodziewają się kolejnych zwycięstw i nie przyjmują do wiadomości, że coś może być nie tak. Bywa, że po przegranym wyścigu słyszę: „Czy to prawda, że Staszewska się skończyła?” Niewielu z nich wie, od ilu lat pływam i jak długo jestem na topie, tylko koneserzy. Swoje porażki tłumaczę tym, że nikt nie ma monopolu na wygrywanie. Może stąd to moje niewzruszenie. Nauczyłam się go na desce, gdy dzieje się coś niedobrego, analizuję wyścig. Dziś mam ogromną wiedzę i intuicję. Poza tym jak pewną czynność powtarzasz tysiące razy, wykonujesz schemat, wyczujesz kiedy popełniłaś błąd. Wtedy powtarzam sobie, że następnym razem będzie lepiej.


W jakiej innej dziedzinie, dyscyplinie chciałabyś odnieść sukces?
Chciałabym malować lub zająć się fotografią, zawsze mnie ciągnęło w kierunki artystyczne. Dawno tego nie robiłam, ostatnio jako dwunastolatka (śmiech). Kiedyś przez kilka lat byłam w ognisku teatralnym, myślałam że to jest, to, co chcę robić w życiu. Kusi mnie, by coś napisać, może o sporcie lub podróżach, ale przede wszystkim o ludziach i ich różnych mentalności. Ale tym zajmę się po skończeniu studiów… Teraz moją ambicją jest, by do końca roku płynnie mówić i pisać po francusku.


Zdarza się, że na zawodach mieszkasz w tym samym hotelu, a nawet dzielisz apartament z innymi zawodniczkami. Jak one zachowują się wobec Ciebie?
Traktują mnie w sposób szczególny. Nie podglądają co i jak robię (śmiech) raczej nazywają mnie „obcy”, jakbym była przybyszem z kosmosu, który pojawia się na starcie i za chwilę go nie widać. Polskie zawodniczki sprawdzają listę wyników, i mówią: „z Polek byłam pierwsza”. Też jestem Polką, ale mnie nie biorą pod uwagę…
Młode zawodniczki są „drapieżne”, trochę popływają i ich drapieżność znika. Jeśli podczas wyścigu zauważę, że zawodniczka popełnia ewidentny błąd, zwracam jej uwagę. Czuję obowiązek, by jej o tym powiedzieć, szczególnie gdy jest „nowa”. Jeśli chodzi o starsze zawodniczki, to znamy się już jak łyse konie i jesteśmy kumpelkami, choć kiedyś były spięcia między nami. Generalnie w środowisku windsurfingowców panuje bardzo ciepła atmosfera. Dużo ze sobą rozmawiamy, chcę wiedzieć jak sobie radzą inne dziewczyny, czy mają sponsorów, czy potrzebują pomocy, czy chcą dołączyć na trening. Przykładam do nich dużo troski i wagi.


W jednym z wywiadów powiedziałaś, że za każdą kobietą sportu stoi jakiś mężczyzna…
Bo to prawda. W moim przypadku motywowali mnie: najpierw ojciec, brat, a później trenerzy. Jak ktoś mnie ogląda, to bardziej się staram (śmiech). To sprawdza się w przypadku tenisa.
Kobiety są wychowywane inaczej, tak mi się wydaje… Do działania potrzeba nam męskich impulsów. A do windsurfingu trzeba mieć końską siłę psychiczną i fizyczną. Myślę, że tą siłę powinni przekazywać nam faceci.


O samopoczucie W. Brzozowskiego dba dwóch psychologów i lekarz tybetański. Kto dba o Twoje?
Rodzice, brat i przyjaciółka Eliza. Gdy coś się dzieje, od razu o tym wiedzą. Podczas rozmowy z nimi uspokajam się. Być może powinnam korzystać z pomocy psychologa, bo zdarza się, że na zewnątrz jestem niewzruszona, a w środku gotuję się od emocji. Chciałabym nauczyć się nimi kierować, jednak gdy pomyślę, że to kolejna godzina lub dwie wycięte z mojego życiorysu, to po prostu mi się nie chce. Musiałabym przypadkiem spotkać takiego specjalistę, który uświadomiłby mi, że potrzebuje jego pomocy. Mam jednak świetną opiekę zdrowotną i trenerską. Od roku prowadzi mnie Pani doktor Krystyna Anioł-Strzyżewska. Natomiast Pan Paweł Berek, oprócz tego, że spędza ze mną zimowo-wiosenne miesiące na treningach ogólnorozwojowych, to rozmawiając ze mną o wszystkim, często spełnia rolę psychologa.


Zawsze podkreślasz, że wszystko zawdzięczasz rodzicom i bratu…
Tak, przez długi czas prowadzili mnie za rękę. Dawali poczucie bezpieczeństwa. Gdyby nie oni, już tysiąc razy bym się zniechęciła. Zawsze było dla mnie ważne, co o mnie myślą, a ja nie chciałam i nie chcę ich zawieść. Z rodzicami mam bardzo dobry kontakt i chyba niewiele zrobiłam wbrew ich woli. Raz, po kryjomu przekłułam uszy, ale co do obcięcia włosów, nigdy ich nie przekonałam. Jestem młodszą siostrą, jeśli chodzi o brata, to on na początku uczył mnie techniki pływania. Starsze rodzeństwo przeciera szlak i pokazuje rodzicom co dobre, a co złe, młodsze, wychowywane w cieplarnianych warunkach zdobywa mistrzostwo. Tak było w przypadku W. Brzozowskiego, Kevina Pritcharda i moim. Gdy mój brat kilka lat temu odchodził od sportu nasze, relacje były różne. To ciężki czas dla każdego ze sportowców. Teraz jest super. Zawsze mogę na niego liczyć. Złości się gdy jest ze mną na zawodach, a nie mam czasu by z nim pogadać. Chwali się mną i denerwuje z powodu głupich komentarzy na mój temat. Jestem z niego dumna. Jego pasją jest tuning samochodowy i w swoim fachu jest najlepszy w Polsce.


Jaka Ty będziesz dla swoich dzieci?
Nie mam pojęcia. Kiedyś mój kolega na spotkaniu powiedział: „ Myślałem jak by to było, być mężem Doroty, ale wyobraźcie sobie jak by to było, być jej dzieckiem” (śmiech). Bycie rodzicem to szalenie trudne, do tej roli dorasta się chyba razem z dziećmi. Świat jest wtedy wywrócony do góry nogami. Dzieci w moim życiu będą numerem 1., wtedy nie będzie już czasu na sport zawodowy. Teraz gdy ich nie mam, fajnie się o nich opowiada.


Czy poza sportem rywalizujesz w jakiś sposób z W. Brzozowskim?
Nie, jesteśmy zupełnie inni. Nie omijamy się, ale po prostu nadajemy na innych falach. Ludzie myślą, że jesteśmy tacy sami, bo w mediach widzą nas razem, poza tym uprawiamy tę samą dyscyplinę sportu. Moje towarzystwo, zainteresowania, sposób myślenia, są zupełnie inne. Nie mamy o co rywalizować.


Co będzie, gdy nie będziesz już pierwsza?
W ogóle o tym nie myślę. Przestanę wygrywać… (chwila milczenia) być może strącę głód na zawody, znudzi mnie to i ucieknę w inne rzeczy. Zajmę się czymś innym i nie będę miała żalu, że jeszcze mogłam coś zrobić. Myślę, że wyczuję właściwy moment i odejdę ze sportu niepokonana. Nie chcę o tym mówić.


Co będziesz robić gdy zakończysz karierę sportową?
Na pewno nie rozstanę się z windsurfingiem. Przeraża mnie praca w biurze od 9 do 17. Koszmar. Myślałam by przenieść się gdzieś w ciepłe, ładne miejsce. W pewnym momencie poczuję impuls, by się na coś zdecydować, gdzieś pojechać, coś zrobić i zostać. Prawdopodobnie wszystko pokierowane będzie życiem osobistym, do którego dostosuje życie zawodowe.

Bądź na bieżąco z najważniejszymi wiadomościami!

Naciskając przycisk Subskrybuj, potwierdzasz, że przeczytałeś i zgadzasz się z naszymi zasadami Prywatność Prywatności oraz. Regulamin. Możesz się też z kontaktować z nami.
Add a comment Add a comment

Dodaj komentarz

Previous Post
Pierwsze półrocze należy do Faktu m 1051100

Pierwsze półrocze należy do Faktu

Next Post
Nowy pasaż finansowy Wp.pl m 28355

Nowy pasaż finansowy Wp.pl





Reklama