korzystający z błędów pracowników banków – pisze „Gazeta Wyborcza”.
W dobie bankowości internetowej, z której korzysta już ponad 7 mln Polaków, jako główni wrogowie instytucji finansowych jawią się internetowi hakerzy. Tymczasem wciąż więcej pieniędzy tracimy przez złodziei działających w tradycyjny sposób – korzystających z nieuwagi pracowników bankowych okienek.
Pani Joannie, klientce jednego z warszawskich oddziałów BPH, ktoś kilka miesięcy temu „wyczyścił” konto z kwoty 550 tys. zł. Złodziej nie potrzebował internetu, tajnych haseł ani pomocy hakerów. Wystarczyła wizyta w oddziale, a pieniądze przekazała mu kasjerka – z ręki do ręki. W maju „GW” opisywała perypetie innej klientki BPH, której w podobny sposób skradziono 500 tys. zł. Pieniądze zostały przelane z lokaty terminowej na cudze konto, z którego szybko zniknęły. I w tym przypadku złodziejka osobiście pojawiła się w oddziale, przedstawiła sfałszowany dowód osobisty i podrobiła podpis na poleceniu przelewu.
Jakie kwoty rocznie wyciekają z naszych kont z powodu niechlujstwa lub nieuwagi pracowników instytucji finansowych? – Nie mamy takich danych – przyznaje Przemysław Kuk z Narodowego Banku Polskiego.
Nadkomisarz Grażyna Puchalska z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji: – W ubiegłym roku zgłoszono ponad 4,8 tys. przypadków oszustw kryminalnych oraz 6,2 tys. fałszerstw dokumentów na terenie banków, filii i ajencji.
To wciąż znacznie więcej niż liczba przestępstw „wirtualnych”. Z szacunków policyjnych wynika bowiem, że każdego roku dokonywanych jest 1,5-2 tys. oszustw za pomocą internetu. Ale ta liczba z roku na rok rośnie.