Budżety na poziomie 0 zł, o których można przeczytać śledząc case’y są po prostu bzdurą. Nie ma i nie będzie takich kampanii.
Działania w social mediach nie są za darmo. Nawet jeśli nie wydamy złotówki na zakup mediów (zdarza się), sukces kampanii wymaga zawsze masy pracy – przygotowań, prowadzenia. Kreacji, czasem programowania itp. Kampania nie prowadzi się sama. Masy case’ów social mediowych zawierają jednak informację o zerowych kosztach kampanii. Taka informacja wygląda bardzo atrakcyjnie (kto nie chciałby osiągnąć wyników za darmo?), ale jest nieprawdziwa. Tworzy się w ten sposób iluzję, że działania w social mediach „nic nie kosztują”. Że wystarczy dobry pomysł, godzina-dwie zabawy i gotowe. Miliony kliknięć, tysiące udostępnień, lajków i deszcz branżowych nagród. Nic bardziej mylnego. Żeby akcja osiągnęła naprawdę duży sukces, trzeba w jej prowadzenie włożyć masę pracy. Czasem setki godzin plus gotowość do całodobowego zaangażowania. Jeśli temat jest społeczny, a wszyscy pracują za darmo – ok, można zadeklarować, że kosztów nie było. Ale jeśli kampania dotyczy promocji produkty czy marki? Nie ma mowy. Ludzka energia, która przekłada się na sukces kampanii musi pochodzić z jakiegoś źródła. Najczęściej z agencji zasilanej z kolei wynagrodzeniem.
Sytuacja z social mediowymi kampaniami bardzo mi przypomina „wycenę” wielu nagradzanych projektów PR. W tej branży także (z pozoru) wszystko jest za darmo. Budżet? Oczywiście 0 zł. Albo np. 100 zł, bo trzeba było przecież tylko wydrukować plakat.
Naturalnie problem „zerowej” wyceny konkursowych kampanii jest trudny do rozwiązania. Choćby dlatego, że wiele agencji nie chce ujawniać swoich stawek, modeli rozliczeniowych itp. Ale może dałoby się zrobić coś innego? Na przykład deklarować liczbę szacunkową godzin spędzonych (zamówionych) na potrzeby kampanii. Byłoby uczciwiej. No i nie rozbudzałoby apetytów firm na bezpłatne projekty.
Norbert Kilen, social media strategy director, Think Kong