Każda kobieta chce błyszczeć. Nic prostszego – Glamour stanowi idealne rozwiązane dla każdej quasi-żyjącej własnym życiem kobiety. Nie musisz mieć zębów Joasi, nóg Jennifer czy błękitnych oczu Cameron. Wystarczy, że kupisz Glamour, a staniesz się częścią cyrku odgrywanego od lat na arenie planety zwanej Ziemią.
Nie masz własnego? – nie martw się, Glamour z pewnością w swej łaskawości pozbawi Cię umiejętności samodzielnego myślenia. Nie jesteś piękna, zgrabna? – to żaden problem, wystarczy, że wydasz w gabinecie kosmetycznym kilka tysięcy złotych, schudniesz do 35 kg, zrezygnujesz z ulubionej sukienki w niemodne już żółte kwiaty a będziesz kolejną, sztuczną, lecz to nie przeszkadza, bo świecącą kobieta. Jedną z wielu, bardzo wielu dążących do ideału, co jest absurdem, bo taki przecież nie istnieje…
Co do treści artykułów Glamour to scenariusz może być jeden – z bacznością i fascynacją wlepiając oczy w piękne ciała modelek zapomniesz z pewnością o możliwości czytania i interpretacji słowa . Zresztą nie masz czego żałować – podobne teksty o randkach, flirtach, stresie i kremach do twarzy czytałaś (bądź czytałeś) setki razy w innych kolorowych magazynach. Nie ulega wątpliwości, że jedyną rzeczą, dla której warto wydać 3,90 zł są zdjęcia – na poziomie, całkiem niezłe. Ale przecież tych masz już całe sterty, czyż nie?
Sami decydujecie, co czytacie i kim jesteście. Modnie jest nosić Glamour w torebce, przeglądać magazyn w czasie przerwy na kawę rzucając ostre spojrzenie kobiety niezależnej gapiącym się z każdej strony ludzikom. Spróbujcie sami, ja tymczasem wrócę do codziennych zajęć – poraz kolejny zachwycę się fotkami idealnych kobiet, prezentowanych przez Glamour. A od jutra zacznę dbać o siebie, pójdę na siłownię, basen i przejdę na dietę. Po co? Może za kilka lat sama będę błyszczeć na okładkach kobiecych czasopism. Jestem przecież częścią cyrku – jak my wszyscy…