Jeśli ustawa weszłaby w życie, powoływany jest Instytut Sztuki Filmowej, kierowany przez wybieranego na pięć lat dyrektora. Stacje telewizyjne musiałyby płacić Instytutowi około 2 proc. swoich rocznych przychodów z reklam, dystrybutorzy filmowy 3 proc. przychodów, operatorzy kablowi i właściciele kin po 2 proc. Projekt wzbudził wysokie niezadowolenie Jana Wejcherta, prezesa grupy ITI.
– My się niczego nie boimy, my nie zgadzamy się na płacenie wyższych podatków – mówił ze zdenerwowaniem szef Grupy ITI w czasie konferencji prasowej zorganizowanej przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych. Według wyliczeń Wejcherta, przy 10 proc. zysku netto, po odpisie 2 proc., podatek grupy wzrasta z 19 do 35,2 proc.
Irytacji nie ukrywał także Józef Birka z Polsatu. Zwrócił on szczególną uwagę, że Instytut będzie mógł prowadzić działalność gospodarczą, tworzyć spółki i kupować akcje polskich firm. – W ten sposób powstanie gigantyczny moloch biurokratyczny, a wspieranie polskiej kinematografii to tylko ozdobnik mający uzasadnić jego powołanie. Przedsiębiorcy medialni chcą finansować polskie kino, ale nie na zasadzie haraczu dla tego molocha – stwierdził Birka.