Mediarun.com

Interaktywny HYPERentuzjasta

Interaktywny HYPERentuzjasta i 6230 big

Jak Pan ocenia sytuację agencji interaktywnych w kraju?!


Sytuacja cały czas się zmienia. Rynek jest bardzo dynamiczny, cišgle pojawia się wiele nowych tworów. Można zauważyć, że ukształtowała się grupa firm, która jest stale obecna na firmamencie. Ich pozycja jest już ustabilizowana, majš one swojš strukturę, bazę stałych klientów, markę i renomę. Istniało pewne zagrożenie ze strony agencji off-line’owych, sieciowych, które w pewnym momencie mogły podjšć konkurencyjne działania. Ponieważ usługi agencji typu full-service, obejmujš także działania interaktywne. Szybko okazało się, że tego rodzaju przedsięwzięcia zakończyły się fiaskiem. Istniejšce na rynku firmy majš na tyle mocnš i ugruntowanš pozycję, aby efektywnie konkurować z innymi i dalej się rozwijać. Jest również kilka firm, które zdobyły pewne wsparcie, czy to ze strony inwestorów kapitałowych strategicznych, czy biznesowych i szukajš swojej drogi.


Gdyby miał Pan porównać, to czym zajmowaliœcie się w 2003 roku i zaprognozować tegoroczne działania …


Kończy się era wykonywania prostych stron www. Klienci sš coraz lepiej wyedukowani, ich œwiadomoœć potrzeb oraz możliwoœci jakie daje internet powodujš, że musimy cały czas dbać o rozwój. Jeżeli chodzi o marketing on-line to na pewno działania e-marketingowe będš wymagały absolutnej weryfikowalnoœci. Zawsze podkreœlałem, że badania i sam wynik końcowy będzie ważny dla klienta. W tej chwili klient bardzo poważnie podchodzi do tego elementu tj. działań reklamowych i promocyjnych. Działania te muszš być wymierne. Bardzo istotne jest np. okreœlenie zwrotu inwestycji, osišgnięcie okreœlonych celów sprzedażowych czy wizerunkowych. Mierzalnoœć powoduje, że możemy dokonać benchmarkingu i powiedzieć która przeprowadzona akcja była sukcesem, a która nie.

Natomiast jeœli chodzi o aplikacje, czy też o witryny, moim zdaniem panuje tendencja, by interface internetowy miał absolutnš funkcjonalnoœć prosprzedażowš. To ma być już nie tylko strona czysto informacyjna. Ważne jest także to aby aplikacje funkcjonalne, które często kryjš się pod pojęciem www, były zintegrowane z systemami wewnštrz tych firm, z CRM-ami wewnętrznymi, finansami, call centers, itp. Można powiedzieć, że www to nie tylko wizytówka, to element prowadzenia biznesu. Witryny będš coraz bardziej zaawansowane, zarówno jeœli chodzi o mechanizm, jak i o ofertę skierowanš do klienta. Głównie chodzi o automatykę pewnych procesów, czy też ułatwiony system zarzšdzania własnym kontem i usługš. Wszystko zmierza ku usprawnieniu procesu obsługi klienta oraz wsparcia sprzedaży, a przede wszystkim, automatycznemu informowaniu jak te wszystkie działania sš odbierane.

Budzi się również rynek FMCG. Tutaj olbrzymie znaczenie zaczyna mieć strategia wyróżniajšca markę z tłumu, a nie tylko obrazki,. To z kolei daje szansę na dalszš specjalizację na naszym rynku. Pojawiš się firmy z kompetencjami konsultingowymi oraz firmy pełnišce rolę designerskich butików kreatywnych. Dzięki takiej specjalizacji możliwa będzie w najbliższym czasie œcisła współpraca między podmiotami na rynku interaktywnym, ponieważ pozycjonowanie się jako agencja „do wszystkiego” może nie mieć uzasadnienia ekonomicznego.


Kogo postrzega Pan jako swojš konkurencję…


Cały rynek  jest dla mnie konkurencjš. Chce mnie Pani zmusić, bym podał nazwy?


Dokładnie…


Wszystko zależy o jakiej dziedzinie mówimy. Ogólnie można to podzielić na dwie częœci: technologicznš i e-marketingu. Mówišc o technologii do swojej konkurencji zaliczyłbym na pewno Webservice oraz nadal e-Point. W dziedzinie marketingu DigitalOne i K2. Jeœli chodzi o design i częœć zwišzanš z kreacjš, rywalizujemy z OS3. Na rynku obecna jest też grupa młodych, mniejszych firm, które na pewno należy obserwować i nie lekceważyć. Jednš z takich rozwijajšcych się firm jest Adv.pl, miło mi patrzeć jak w zrównoważony sposób się rozwijajš, przypomina mi to trochę naszš drogę.

Osobiœcie obserwuję nowo powstajšce podmioty oraz te firmy, które nie sš w mojej bezpoœredniej konkurencji, ponieważ mojš bezpoœrednia konkurencję znam. Bardzo często spotykamy się w przetargach, wiem co jest ich mocnš, a co słabš stronš. Najbardziej obawiam się tzw. „młodych tygrysów”. Doskonale pamiętam czasy gdy zaczynaliœmy i naszym codziennym, zapożyczonym mottem było słynne hasło: „We try harder”. Nie chciałbym być niemile zaskoczonym przez takiego „młodego tygrysa”. Porównujemy jaki jest odbiór wœród klientów naszej marki i marek konkurencji. Punktem wyjœcia sš badania satysfakcji klienta, reszta to pochodne, które wynikajš z tego procesu. Ponadto mamy opracowanš procedurę obsługi klienta, która pozwala zbierać różnego rodzaju informacje o tym, co robimy dobrze, a co należało by poprawić.
 
Lubi Pan być o krok do przodu od konkurencji?!


To doœć trudne pytanie… Każdy lubi być o krok do przodu, tylko trzeba powiedzieć kto i przed kim. Nasza pozycja w czołówce firm z branży, która jest wynikiem stosowanej od długiego czasu strategii działania, zyskała uznanie nie tylko naszych klientów, ale także konkurencji. Należy wspomnieć o tytule agencji interaktywnej roku jaki uzyskaliœmy właœnie z ršk konkurencyjnych firm z branży, które zauważyły nasze sukcesy oraz osišgnięcia i postanowiły to nagrodzić.

Konkurencja w tej branży odbywa się przynajmniej na kilku płaszczyznach: merytorycznej, wizualnej, technologicznej, w systemie obsługi klienta. Co będzie przedmiotem konkurencji w przyszłoœci? W każdej z wymienionych dziedzin jest wiele rzeczy do zrobienia, zanim uzyska się jakšœ przewagę.
Ponadto trzeba mieć na uwadze fakt, że po połšczeniu rynków, w momencie gdy staniemy się częœciš UE, firmy z tej branży będš miały inne problemy. Być może będziemy musieli zbudować pewne bariery, by utrudnić wejœcie na rynek firmom zachodnim. Być może będziemy mogli współpracować z innymi kooperantami, starać się o klientów z zachodu. Jednak moim zdaniem jest to jak najbardziej zdrowa i konstruktywna konkurencja. Może okazać się również, że konkurencyjne firmy z rynku lokalnego połšczš swoje siły, by spróbować zdobyć rynek zewnętrzny. Czego sobie i całej branży szczerze życzę, ponieważ mamy ku temu możliwoœci i uważam, że taka szansa realnie istnieje.


Jakie znacznie dla HYPERmedia będzie miało wejœcie Polski do UE?


Do tego procesu przygotowujemy się od ponad półtora roku, zarówno w kwestii organizacyjnej, poznania rynku jak i samego systemu obsługi klienta. Współpracujšc z klientami korporacyjnymi, globalnymi, takimi jak Procter&Gamble czy Oracle, jesteœmy również obecni na zachodnich rynkach europejskich. Dzięki temu poznaliœmy już mentalnoœć i specyfikę pracy po tamtej stronie lustra. Cišgle rozwijamy się i staramy jak najlepiej dostosować do oczekiwań i potrzeb zachodniej kultury przedsiębiorstw. Najważniejsza jest wiedza. Dużo kampanii e-marketingowych robimy w skali globalnej, to nie sš już lokalne działania. Wiele rozwišzań sprzedajemy na zachód i to się sprawdza. Właœnie kończymy proces zwišzany z wdrożeniem ISO – co stanowi swoistš maturę na rynkach zachodnich. Wcišż doskonalimy naszš wiedzę na temat tamtejszych rynków, konkurencji oraz potrzeb, wymagań, cen. Wszystko to potrzebne jest nam do podjęcia decyzji, jak najlepiej wyruszyć na podbój zachodnich rynków. Czy należy działać samodzielnie, czy stworzyć grupę firm. Najważniejsze jest to, że dysponujemy coraz większš liczbš informacji, by wybrać najbardziej optymalne rozwišzanie.


Gdzie będzie Wasze miejsce na rynku w maju tego roku?


Dokładnie takie, jakie sobie wywalczymy. Można mówić o dwóch płaszczyznach tej walki. Pierwsza dotyczy możliwoœci sprzedania swojej marki na rynku. Moim zdaniem, niezbędne będzie prowadzenie działań public relations, na szerszš skalę. To w jaki sposób będziemy postrzegani, będzie w dużym stopniu zależało od tego w jaki sposób zbudujemy swojš markę, jak efektywnie wykreujemy naszš solidnoœć, terminowoœć, kreatywnoœć.

Głównym problemem w konkurencji z zachodnimi agencjami lokalnymi jest to, że sš tam znane od dawna, majš już renomę i działajš na znacznie większym rynku. Natomiast jeœli chodzi o rozwišzania technologiczne i e-marketingowe naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Nie raz porównywaliœmy poziom œwiadczenia naszych usług, rodzaj kreacji, sposób podejœcia do pewnych rozwišzań i z całš odpowiedzialnoœciš mogę powiedzieć, że jesteœmy dobrze przygotowani. Najważniejszym i jedynym elementem, który będziemy musieli zbudować, będzie nasz wizerunek wœród klientów i agencji zachodnich.

Ważne jest także wsparcie ze strony różnego rodzaju organizacji działajšcych w branży, np. IAB, które jest w tej chwili całkowicie zreformowane i zaczyna pracę na nowych zasadach. Poza tym uważam, że każdy z nas będzie musiał włożyć dużo wysiłku, aby budowa wizerunku podmiotów na naszym rynku była dobra. I będzie to możliwe raczej tylko we współpracy z innymi agencjami.


„Złota Strzała”, nagroda IMPACTOR-a i tytuł Agencji Ineraktywnej Roku 2002, nie za dużo tych nagród?


Na razie półka się od nich nie ugina. Ważne dla mnie było to, że statuetka rozdana po raz pierwszy w historii trafiła w nasze ręce jeszcze ważniejsze było to, że  IMPACTOR jest przyznawany przez branżę. Jeœli chodzi o „Złotš Strzałę”, całe nasze działanie skierowane jest na efektywnoœć – konkretny efekt mierzalny, sprawdzony i zweryfikowany. „Złota Strzała” jest przykładem, że ta strategia zadziałała w praktyce. Poddaliœmy ocenie nasze działania i zdobyliœmy uznanie grupy ekspertów. Czy tych wyróżnień jest za dużo? Myœlę, że nie, ale nie jesteœmy kolekcjonerami nagród. Najbardziej zależy nam na tym, byœmy byli kojarzeni jako solidny partner biznesowy. Natomiast na pewno nie będziemy za wszelka cenę walczyć o nagrody, tylko dlatego, że one sš. Zresztš tak naprawdę nie startujemy w wielu festiwalach czy konkursach ponieważ jest niewiele takich, które sš wyłšcznie dla branży interaktywnej, a niektóre formy „doklejek” rynku interaktywnego nam nie odpowiadajš.


A jakie jest Wasze motto?!


To dosyć prosta sprawa. Z racji tego, że większoœć ludzi, która zakładała tę agencję wywodzi się z marketingu, public relations, zawsze najważniejsza dla nas była satysfakcja klienta. Jak powiedział szef Amazon- u: „ Nie boję się tego, że konkurencja może dać cenę o 5% niższš. Boję się, że ktoœ może dostarczyć więcej satysfakcji mojemu klientowi.” Te słowa sš naszym mottem.  Dlatego staram się dbać o to, by nasi klienci otrzymywali coraz większy poziom satysfakcji.


Chciałabym porozmawiać o 30 % wzroœcie obrotów jaki agencja odnotowała w ostatnim kwartale…


Dokładnie 34%. Dla mnie te 4% ma ogromne znaczenie (œmiech). Nie żartuję, to bowiem przekłada się na konkretne możliwoœci zrealizowania jakiejœ inwestycji  itp. Przyznam się, że zakładałem 20% wzrost. To co osišgnęliœmy, było naszym sukcesem i potwierdzeniem jednej, prostej zasady, że należy delegować pewne zadania. Struktura zarzšdzania w Agencji została zmodyfikowana. Zrezygnowałem z kontroli project managerów, zajšłem się wyłšcznie tworzeniem biznesów, nowych strategii, rozwišzań. Natomiast funkcje zarzšdzania projektami w dziale marketingu powierzyłem osobie, która robiła i robi to całkiem nieŸle. Ta metoda w pełni się sprawdziła.


Jak Pan trafił do branży internetowej i dlaczego akurat do tej …


Moja historia zaczyna się w 1995 roku, kiedy pracowałem jako project manager, account manager w agencji Public Relations RPR Group. Wówczas była to jedna z największych agencji w kraju. Odpowiadałem za tworzenie wizerunków, wprowadzenie i pozycjonowanie na rynku polskim nowych podmiotów również spółek na giełdę a także tworzenie wielu akcji specjalnych. To tam naprawdę spotkałem się z modelem biznesowym, który mnie oczarował. Opierał się on przede wszystkim na optymalnym sposobie komunikacji. Stšd też w logo Agencji HYPERmedia w 2001 roku pojawiło się wyrażenie „sztuka e-komunkacji”, ponieważ cały PR w tamtym wydaniu, to właœnie sztuka komunikacji. A my mamy robić to samo tylko w wersji elektronicznej. W mojej poprzedniej pracy nauczyłem się czegoœ ważnego – należy dbać o własne nazwisko. Jeœli swoim nazwiskiem firmuję rzeczy wiarygodne i solidne, to tak właœnie będę odbierany.


Dlaczego zrezygnował Pan z kariery w PR?


Na pewnym seminarium, w połowie lat ‘90 goœcił człowiek ze Stanów Zjednoczonych, który pokazał nam możliwoœci Internetu. Byłem tym całkowicie zafascynowany. Pomyœlałem, że nareszcie pojawiło się takie medium, dzięki któremu globalna wioska staje się faktem. Media postrzegałem wtedy w kategoriach informacyjnych, komunikacyjnych. Zachwycała mnie poczta e-mail, która w błyskawiczny sposób mogła dotrzeć do dowolnej liczby ludzi. Podjšłem dyskusje z moimi ówczesnymi szefami, że może warto zajšc się Internetem na poważnie. Jednak nasze punkty widzenia były odmienne, dlatego jako młody i ambitny człowiek postanowiłem zaryzykować sam. I muszę przyznać, że poczštki były bardzo trudne. Przez blisko półtora roku działalnoœci byłem bliski przyznania się do błędu, że pomyliłem się i to bardzo… Na wielu prezentacjach okazywało się, że w Polsce jest na to zdecydowanie za wczeœnie. Sprzedawaliœmy rzeczy, które były potrzebne – konferencje multimedialne, rozwijaliœmy działania zwišzane z medium elektronicznym, wspieraliœmy wiele eventów i konferencji. Od tego się zaczęło. Gdy Internet w końcu na stałe zagoœcił w kraju, okazało się, że ludzie przypomnieli sobie o Agencji HYPERmedia. Od poczštku byliœmy  nastawieni na obsługę dużych, korporacyjnych firm, bo wiedzieliœmy, że chcemy sprzedawać rozwišzania dla tego rynku. Ta jasno wyznaczona strategia powoduje, że nie ginie nam z horyzontu cel. Wiemy, co chcemy robić, co robimy dobrze i wiemy dla kogo sš nasze rozwišzania. Stšd się wzięła  Agencja Interaktywna HYPERmedia. PóŸniej zaczęliœmy rozwijać inne spółki, które działały wokół Internetu i nadal wszystkie istniejš.


A propos rozwoju, ludzie pracujšcy w tej branży szybko się wypalajš, skšd u Pana taka determinacja i motywacja do działania?


Cofajšc się do zamierzchłej historii, z zawodu jestem masażystš… zawsze chciałem pomagać ludziom. PóŸniej ta chęć przełożyła się na pomoc korporacjom. Uważam, ze jeœli coœ potrafię to powinienem to wykorzystać i jak najlepiej przysłużyć się innym.

W zawodzie masażysty nauczyłem się jednej niezwykle ważnej umiejętnoœci – słuchania innych, to procentuje ponieważ w obecnych czasach jest bardzo wielu menadżerów, którzy chcš tylko mówić.
Poza tym znajomi mówiš, że jestem bardzo zawzięty, uparty i ambitny. Zawsze motywowała mnie chęć pokazania, ze potrafię zrobić coœ lepiej, lub osišgnę cel, który dla wielu jest nierealny.


Moja determinacja jest też zwišzana z moim hobby, które oprócz normalnej pracy jest czymœ szalonym w moim życiu. Teraz, niesamowitš motywacjš jest córeczka, dzięki niej odrodziłem się na nowo. Nie sšdziłem, że taka mała osóbka jest w stanie dać mi tyle energii i radoœci.

Ponadto motywuje mnie również zespół ludzi, z jakimi współpracuję. Nie wiem jak jest w innych firmach, ale tutaj wszyscy jesteœmy nastawieni na sukces. Wcišż mówiš mi, że chcš więcej, dlatego też jako kapitan załogi nie mogę dawać im złego przykładu. Staram się również spełnić ich oczekiwania zwišzane z ich rozwojem. Presja istnieje z dwóch stron, ja chcę byœmy się rozwijali, a osobom pracujšcym, zależy byœmy byli liderem.


Jak często zwalnia Pan pracowników?


Na szczęœcie bardzo rzadko. Od poczštku istnienia firmy, czyli od ponad 7 lat, rozstaliœmy się z 6 osobami. Myœlę więc, że nie jest to zły wynik. Zdecydowanie bardziej wolę przyjmować nowych. Ponadto Agencja dba o pracowników i inwestuje w ich rozwój. Tworzymy zespół i zapewniam, że nie jest to jakieœ puste słowo. Spotykamy się także prywatnie. Nie traktujemy tego miejsca tylko i wyłšcznie jako możliwoœci zrealizowania swoich marzeń zwišzanych z finansami.

Sam proces rekrutacji jest na tyle specyficzny, że mamy dużš gwarancję, iż osoba która do nas trafia, będzie przede wszystkim pasowała do zespołu, dzieliła wspólne wartoœci. Nie kierujemy się tylko i wyłšcznie najlepszym wykształceniem. Głownie chodzi o pewnego rodzaju wyczucie marketingowe oraz nastawienie na rozwój. Nowy pracownik musi mieć to „coœ”. Jak widać w tych 6 przypadkach nie udało się dojœć do porozumienia… Wiele się zmienia i nie każdy jest w stanie nadšżyć, przejœć na kolejny etap rozwoju firmy. I mimo, że rozstania generalnie nie należš do przyjemnoœci, czasami sš po prostu nieuniknione.


Jakie momenty w Pana karierze były przełomowe i wpłynęły na kształt Pana osobowoœci biznesowej, a także zaprocentowały osišgnięciem obecnej pozycji…


To bardzo poważne pytanie (chwila milczenia)


Przechodzimy do coraz poważniejszych ….


Nie zapisuje ich, jeœli chciałbym je jakoœ usystematyzować, zaczšłbym od czasów gdy pracowałem jako masażysta. Ten zawód nauczył mnie słuchania ludzi. Każdy ma swojš historię, jakiœ problem, o którym chce opowiedzieć… Zawsze warto tego wysłuchać i wycišgnšć wnioski, niezależnie od tego czy to się przełoży na biznes czy nie. Drugim ważnym momentem były czasy, gdy tworzył się rynek, Giełda Papierów Wartoœciowych. A ja byłem tym naprawdę zafascynowany. Przeszedłem wszystkie kursy i okazało się, że makler w Polsce jest kasjerkš. To było moje pierwsze zderzenie, ze smutnš rzeczywistoœciš. Potraktowałem to jako kolejne życiowe doœwiadczenie. Potem trafiłem do agencji PR. Moim mentorem był Andrzej Stolarczyczyk, który nadal pełni funkcję Prezesa RPR Group oraz cenionego wykładowcy na wielu uczelniach Pewnie o tym wie, ale nigdy nie miałem okazji by mu o tym powiedzieć i podziękować… Musze przyznać, że zawsze byłem niespokojnš duszš, za bardzo rozentuzjazmowany, wszystko chciałem uzyskać natychmiast. Andrzej w pozytywny sposób hamował mój temperament. Mówił: „Zanim coœ powiesz policz do 10, waż swoje słowa”. Między nami jest spora różnica wieku, ja jednak zawsze miałem wrażenie, że biznesowo traktuje mnie trochę jak własnego syna. Jemu zawdzięczam pierwszy „szlif” w mojej karierze zawodowej.

Ważnym momentem był pierwszy kontakt z zachodnia firmš – Sun Microsystems, gdzie miałem przyjemnoœć wspólnie z Jolš Chodkowskš (obecnie mojš wspólniczkš w Agencji PR Kwadrat) kreować markę tego giganta IT na polskim rynku. To otworzyło mi oczy na sposób prowadzenia biznesu, na pewnego rodzaju zachowania. Przeżyłem prawdziwš szkołę życia. To zaważyło na tym, w jaki sposób potem myœlałem o obsłudze klienta, o podejœciu do samego produktu. Takie postrzeganie œwiata przez pryzmat rynku IT, pokazało mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Spółki IT to wizjonerzy XXI wieku i to one kreujš nasze przyszłe zachowania.


Znalazłam w Internecie Pana wpis dotyczšcy wydarzeń z 11 wrzeœnia 2001 roku, napisał Pan wtedy: „Tej daty nikt nigdy nie zapomni. W chwilach niewyobrażalnej tragedii ludzkiej łšczymy się w żalu i modlimy za zamordowanych …”Często Pan się modli?!


Coraz rzadziej, niestety (chwila milczenia). Teraz wróciłem pamięciš do tego tekstu, ponieważ powstał on z dwóch przyczyn. Poza tym, że była to tragedia sama w sobie,  w tym samym czasie na Manhattanie był mój brat, a ja nie wiedziałem co się z nim dzieje, to był najdłuższy dzień w moim życiu. Co prawda wszystko skończyło się dobrze, ale bardzo się wtedy o niego bałem.

Natomiast modlę się coraz rzadziej nie dlatego, że nie mam czasu, czy nie chcę. Ale nie modlę się w instytucji jakš jest koœciół. Uważam, że to jest wina tylko i wyłšcznie tej instytucji. Twierdzę, że Bóg jest wszędzie, niekoniecznie trzeba odmawiać ustalone wczeœniej formuły, wystarczy rozmawiać. Definicja modlitwy jest dla mnie czymœ bardzo wtórnym, często znacznie lepiej się czuje rozmawiajšc sam na sam z Bogiem. Robię to, tak. Nie wiem czy wystarczajšco często, ale nie mam też definicji jak często należało by to robić. Na pewno w chwilach zwštpienia, czy kłopotu, warto sobie takie wsparcie zapewnić, chociażby w rozmowie warto również podziękować za codzienne radoœci i sukcesy w życiu . Ponieważ nie zawsze udaje się rozwišzać pewne problemy w rozmowie z drugim człowiekiem.

Tego dnia zadałem kłam teorii pt.: „Chłopaki nie płaczš”, stwierdziłem, że życie jest naprawdę bardzo kruche i nie warto się zabijać o rzeczy materialne. Zrozumiałem, że przyjaŸń i otaczanie się ludŸmi, z którymi dzieli się pewne pasje, miłoœci, wrażenia jest znacznie ważniejsze niż tytuł agencji interaktywnej œwiata. Po prostu stwierdziłem, że nadszedł czas by żyć, a nie tylko mieć. Nie zgadzam się z definicjš: mieć albo być. To czysta obłuda. Trzeba znaleŸć złoty œrodek. Zacytuję słowa mojego przyjaciela: „Pamiętaj, w życiu nie zjesz dwóch obiadów ale choć bez jednego posiłku nie będziesz mógł myœleć o niczym innym ”. Zawsze trzeba dbać o to, by realizować marzenia, ale nie przesadzać, bo może się okazać, że tracimy czas realizujšc marzenia, które sš tylko i wyłšcznie naszymi, a nie bliskich – a przecież właœnie z nimi spędzamy najwięcej czasu.


Ma Pan jakieœ marzenia?


Mam mnóstwo. I tych materialnych, i nie materialnych. To chyba dobrze, bo sš to takie rzeczy, które też motywujš. Chciałbym by moja córka była zdrowa, cudownie rosła, a żona nadal była taka kochana jak jest. By grono moich przyjaciół nie uszczupliło się, by nie przewróciło mi się w głowie (œmiech), chociaż nie sšdzę by było to możliwe. Żebym nie utracił zaufania jakie mam w swoim zespole. Materialne marzenia zawsze i nieodwołalnie zwišzane sš z motoryzacjš i dobrymi winami choć to nie idzie w parze. Dopóki producenci wymyœlajš nowe rzeczy, marzeń ich mam pod dostatkiem.

Exit mobile version