Mediarun.com

Projektant dla gwiazd i mas

Armani słynie nie tylko ze wspaniałych kolekcji strojów, ale też z tego, że prowadzi jeden z ostatnich niezależnych domów mody. Większość najbardziej znanych marek należy do światowych grup, np. LVMH czy Richemont.


Dlatego nikogo w branży nie zdziwiło, gdy niemiecki dziennik Handelsblatt napisał, że Armani chce sprzedać firmę i wybiera się na emeryturę. Ale on się zarzeka, że nawet jeśli przestanie zarządzać domem mody, to jego stery przejmie siostra i jej dzieci – terminują już w firmie i uczą się nią zarządzać.


Nic nie zapowiadało, że Armani zajmie się projektowaniem ubrań. Jako młody człowiek widział się raczej w uniformie lekarskim albo z aparatem fotograficznym. – Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę kreślił i szył stroje – wspomina.


Jednak gdy z rodzinnej Piacenzy przyjechał do światowego Mediolanu, zaczął pracę dekoratora wystaw sklepowych. Na tyle udanie, że po kilku latach został zaproszony do współpracy w domu mody Nino Cerruti. I od razu otrzymał zadanie zaprojektowania nowej męskiej linii. Już jego pierwsza kolekcja została uznana za wyjątkowo atrakcyjną.


Po dziewięciu latach sukcesów przeszedł na swoje. Wtedy też zmienił ówczesne podejście do męskiego wizerunku – zrezygnował z za małych marynarek, wypruł z ramion poduszki. 24 lipca 1975 r. wspólnie ze swoim partnerem Sergio Galeottim (który zmarł na AIDS dziesięć lat później) założył firmę Giorgio Armani.


Aby stworzyć pierwszą firmowaną przez siebie męską kolekcję, musiał sprzedać ukochanego volkswagena garbusa. Sprzedał go tak dobrze, że mógł stworzyć pierwszą linię damską.


Naprawdę duże pieniądze zaczął jednak zarabiać dopiero w USA – jego projektami zachwycił się właściciel Barneysa, jednego z bardziej znanych nowojorskich centrów handlowych. Kupił na wyłączność prawa do sprzedawania kolekcji Armaniego. W pierwszym roku włoski projektant zarobił w Nowym Jorku 90 tysięcy dolarów – pięć lat później już 14 milionów.


Sukces spowodował, że zaczął poważnie myśleć o własnej sieci – pierwszy sklep otworzył w 1981 r. w Mediolanie. Dzisiaj ma w 39 krajach ponad 300 salonów.


Armani dosyć szybko się zorientował, jaką niezwykłą siłą marketingową jest show-biznes. Ubrania noszone przez gwiazdy filmowe czy muzyczne zachęcają znacznie mocniej do kupowania niż setki reklam w gazetach. Dlatego w 1980 r. zaprojektował kostiumy dla Richarda Gere’a do filmu „Amerykański żigolak”. Efekt zaskoczył samego projektanta, mimo że film, delikatnie mówiąc, nie był arcydziełem. Szybko przyszły kolejne produkcje dla gwiazd. Armani jest autorem niektórych kostiumów w „Batmanie” Tima Burtona i tegoż reżysera „Marsjanie atakują”. Jego kreacje pojawiają się też w filmach Pedro Almodóvara („Wysokie obcasy”) czy w „Pulp Fiction” Quentina Tarantino. Zdobył też uznanie megagwiazd: Julii Roberts, Jodie Foster, obie regularnie noszą jego kolekcje. Zaczął też projektować stroje na trasy koncertowe Davida Bowie, Tiny Turner czy Nelly Furtado.


Jako jeden z pierwszych zorientował się, że można też nieźle zarabiać na mniej zamożnych, których nie stać na kreacje za dziesiątki tysięcy dolarów.


Wielu ludzi chce mieć coś z logo Armani, taką namiastkę luksusu. W myśl zasady: nie stać mnie na garnitur, kupię choć perfumy. Dlatego już w 1980 r. podpisał umowę na użyczenie licencji firmie L’Oreal, jednej z największych grup kosmetycznych na świecie. On tworzył zapachy – koncern zapewniał dystrybucję. I był to kolejny strzał w dziesiątkę – zapachy takie jak Aqua di Gio czy Sensi od lat z łatwością znajdują klientów. Sprzedaż kosmetyków Giorgio w ubiegłym roku zwiększyła się o 14 procent.


Dla wielu jednak ekspertów takie umasowienie i rozmienienie się na drobne w kolejnych sektorach grozi degradacją wartości marki. Tak się stało z Pierre Cardinem – tanie perfumy tej marki można kupić nawet w supermarketach. Mimo to Armani wprowadza na rynek swoje kolejne produkty. W sumie ma kilka linii damskich i męskich (Emporio, Collezioni, Privé), dziecięcą, dżinsową, artykuły do wyposażenia wnętrz (Armani Casa). Swoim nazwiskiem firmuje też 14 kawiarni na całym świecie. W Mediolanie ma dwie luksusowe restauracje: Nobu i Privé, oraz firmę florystyczną i cukiernię.


The Economist określił Armaniego jako pioniera w ekspansji luksusowych marek. Przekłada się to na wyniki finansowe – w ubiegłym roku przychody grupy Armaniego osiągnęły 2 miliardy euro i wzrosły o 11 procent w porównaniu z rokiem wcześniejszym. Przy zysku operacyjnym niemal 250 mln euro wzrost wyniósł 19 proc.


Armani mimo finansowych sukcesów nie próżnuje. W tym roku chce otworzyć na całym świecie 50 nowych sklepów.


– Wyniki pokazują, że nasze inwestycje dokonane w ciągu kilku lat w stworzenie wyjątkowego modelu owocują teraz dynamicznym wzrostem we wszystkich regionach i kategoriach produktów – mówi Armani w komentarzu do rocznego raportu swojego imperium.


Wchodzi więc teraz bez obaw na nowe rynki w: Brazylii, Indonezji czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jako jeden z pierwszych zauważył też, że rynek towarów luksusowych najszybciej rośnie na Dalekim Wschodzie – już w 1987 r. założył firmę joint venture w Japonii. W najbliższym czasie otworzy zaś swoj pierwszy salon w Warszawie.

Exit mobile version