Uruchomiony wczoraj przez Tomasza Lisa i firmę NextWeb Media serwis NaTemat.pl ma być medium informacyjno-publicystycznym traktującym o najważniejszych sprawach z zakresu gospodarki, polityki, kultury, nauki czy lifestyle’u i sportu.
Zarówno Tomasz Lis jak i Tomasz Machała – prowadzący projekt – stawiają sobie za cel redefinicję dziennikarstwa w internecie (więcej na ten temat).
Jacek Opaluch, art director K2
Chciałoby się powiedzieć: w końcu ktoś nie zmusza, ale zaprasza do czytania. W końcu artykuły a nie mikrokolumny, zdjęcia a nie miniatury wielkości paznokcia. Tekst, którego czytanie nie powoduje zwichnięcia kręgosłupa. Do tego stopnia „w końcu”, że pierwszy kontakt jest małym szokiem – tak dalece jest to różne od standardu portali newsowych obecnych na naszym rynku.
Wizualnie całość ciąży delikatnie w stronę tabloidu. Duże, wyraźne, trochę krzykliwe. Na szczęście treść nie idzie tym tropem i mam nadzieję, że z biegiem czasu serwis stanie sie faktycznie konglomeratem indywidualnych opinii z newsami serwowanymi z pierwszej ręki. Oczywiście pozostają pytania o to, czy w połączeniu z reklamą efekt nie będzie zbyt jazgotliwy (na razie jest jej mało), że miejscami można by się pokusić o lepszą jakość zdjęć, czy nie należałoby wprowadzić drobnych zmian poprawiających estetykę.
Podsumowując: miłe zaskoczenie i wizualne i ze względu na treść.
Iwona Piechocka, art director agencji Think Kong
Portal jednak sprawia wrażenie chaotycznego. Użytkownika może uderzyć natłok informacji oraz problem ze scrollowaniem obrazu. Strona zawiera zdecydowanie za duże fonty i ilustracje, wymaga kilkukrotnego pomniejszenia w przeglądarce żeby dało się ją czytać bez zmęczenia. Konstrukcja strony sprawia, że artykuły źle się linkują na Facebooku i nie widać obrazków. Autorzy przyjęli zasadę, że liczy się głównie treść i zapomnieli w tym wszystkim o wyglądzie i usability swojego portalu.
To, co szczególnie zwraca uwagę na pierwszy rzut oka to niby brak reklam. W portalu NaTemat.pl nie znajdziemy reklam bannerowych. Materiały reklamowe są sprytnie zakamuflowane – „orlenowskie hot-dogi” prezentują się w formie raczej nieinwazyjnej reklamy. Dobrym rozwiązaniem jest sprzężenie komentarzy z Facebook comments. To krok, który pozwoli na lepszą moderację treści i eliminację potencjalnych wulgaryzmów z komentarzy umieszczanych przez internautów w serwisie.
Dużym minusem serwisu jest również brak wersji mobilnej – miło byłoby poczytać w drodze do pracy. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie taka wersja powstanie i będziemy mogli cieszyć się nią na urządzeniach mobilnych. Miłośnicy subskrypcji będą zapewne rozgoryczeni ponieważ nie znajdą na portalu funkcji RSS lub subskrypcji na mail. Powoduje to sytuację gdzie codziennie trzeba odwiedzać portal i śledzić czy pojawiają się nowe materiały.
Bogumiła Matuszewska, content manager, Imagine PR
Mam jednak wrażenie, że pomysłodawcy chcąc postawić na społeczności, trochę za daleko poszli w swoich działaniach lub – co może bardziej trafne – nie do końca w odpowiednim kierunku.
Pierwsza kwestia to sposób polecania treści, pod tym względem serwis jest zsynchronizowany z trzema serwisami – Facebookiem, Google+ oraz z Twitterem. Nie wiem, czy pominięcie np. NK jest dobrym pomysłem, ale rozumiem, że widocznie znajdujący się tam użytkownicy nie zostali ocenieni jako odpowiedni target dla wypowiadających się w serwisie blogerów.
To, co jednak bardziej mnie zastanawia, to samo umiejscowienie widżetów tych serwisów. Niezależnie od tego, czy jesteśmy na stronie głównej, na blogu czy na stronie z artykułem, znajdują się one w tym samym miejscu na witrynie po lewej stronie. Plusy? Ujednolicenie wyglądu i fakt, iż apla przesuwa się wraz ze stroną. Minus – na początku nie do końca jasne jest, co tak naprawdę lubimy, zwłaszcza, że te same wtyczki zduplikowane są dodatkowo na podstronach blogów i pod tekstami blogerów. Wprowadza to pewien chaos.
System komentarzy na stronie w jest powiązany tylko z Facebookiem – jedynie osoby z kontami w tym portalu mogą komentować treści. Problem w tym, że część osób, które chciałby wypowiedzieć się pod tekstem, może nie mieć lub nie chcieć wykorzystywać do tego swojego konta facebookowego. Jeśli twórcy serwisu nie chcą mieć na stronie anonimowych komentarzy, to warto by chociaż umożliwili dodawanie komentarzy za pomocą innych kont, np. Google+. Wprawdzie Plusowi wciąż daleko do giganta Zuckerberga, jednak pomijanie go i jego użytkowników wydaje się być sporym niedopatrzeniem.
Eryk Orłowski, user experience designer, offline.pl
Najkrócej rzecz ujmując, bardzo podoba mi się zupełnie nieportalowa koncepcja konsumpcji treści. Wygląda na to, że projektant wyciągnął wnioski z bolączek trapiących klasycznie wydawane serwisy dużej skali – użytkownicy nie lubią nawigować po strukturze. Zajawianie treści w sekcjach tematycznych oraz nadzieja, że ktoś kliknie w odnośnik „więcej artykułów” nie zawsze prowadzą do spodziewanych efektów – strona główna natemat.pl przyjmuje więc nieco odmienną formę. Mamy do czynienia ze swobodną, nieklasyfikowaną i niehierarchizowaną sztywno listą tekstów, przeplatanych dużymi, magazynowymi ilustracjami. Część komentatorów narzeka na chaos, często wyrażając niezadowolenie z braku możliwości personalizowania. Tymczasem mamy do czynienia z serwisem w teorii redagowanym (o tym za moment), którego wybór tekstów ustalać ma grono dziennikarzy, niejako rzucając czytelnikowi pojemną tacę z tematami. Oczywiście, może to stanowić pewien problem, w dobie traktowania blogera z dziennikarzem jako równie wiarygodnych źródeł wiedzy. Internetowy konsument treści coraz bardziej niechętnie odnosi się do postawy „chcemy Ci powiedzieć, o czym warto przeczytać”, stąd oczekiwać można sporej niechęci do gwiazd na liście autorów serwisu.
Z drugiej strony, kiedy kilka lat temu wyobrażałem sobie przyszłość fachu dziennikarskiego wobec lawinowego rozwoju form amatorskich, to właśnie umiejętność selekcji i redakcji była dla mnie kluczową wartością dodaną w stosunku do czytnika RSS, w którym mogę tego dokonać we własnym zakresie. W moim pojęciu, na tym polegać ma nowość w podejściu zarówno do dziennikarstwa, jak i User Experience, co zapowiadają notki prasowe projektu. Tego oczekiwano kilka lat temu od dziennikarstwa obywatelskiego (w praktyce sprawdziło się umiarkowanie), dziś najwyższa pora na rodzimego chowu „inteligentny agregator”. Osobiście tego właśnie oczekiwałem.
Jeżeli chodzi o listę realnych problemów projektu, otwiera ją wyjątkowo niechlujne w pierwszym dniu redagowanie tekstów – ogrom dyskwalifikujących błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, niewskazywanie źródeł niektórych praktycznie nieopracowanych tekstów oraz zdjęć. Ponadto, wygląda na to, że wobec szumnych zapowiedzi nowej jakości dziennikarstwa, niezbyt przyjmuje się swobodna formuła niektórych publikacji, które odebrane zostały jako wyjątkowo miałkie (słynny casus parówek na stacjach Orlen). Jestem jednak przekonany, że poza donośną krytyką branży, potencjalny odbiorca takich tekstów raczej potraktuje je jako formę niezobowiązującej rozrywki, zamiast boczyć się na niskie loty. Nie próbuję stawiać się w roli jedynego sprawiedliwego, który ze zrozumieniem przyjął puszczanie oka do publiczności, ale śmiem twierdzić, że być może tak właśnie miało być.
W części opublikowanych opinii psy wiesza się także na wykorzystywanych formach reklamy – że miało nie być (?), że jednak inwazyjna. Także w tym punkcie pozwolę sobie zachować inne zdanie – projektanci dobrze wykonali postawione przed nimi zadanie, wizualnie zbliżając treści redakcyjne do reklamowych. Takie formy mają szansę być znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnie wyświetlanych, a truizmem jest konieczność generowania przychodów z tego między innymi źródła. Między innymi, bo z uwagą śledzić będę pomysły na płatny dostęp do treści, jestem ciekaw, czy się pojawią.
Oczywiście projekt nie ustrzegł się błędów, ale w moim odczuciu są to łatwe do wyeliminowania, niegroźne przypadłości wieku niemowlęcego. Będę kibicować.